— Wyjdź stąd... idź sobie... wyjdź gdzie z domu... — mcwila Paulinka łagodnie. — Zaręczam ci, że godzina jeszcze nie nadeszła.
I zamiast iść na górę, Lazar uciekł. Wybiegł, unosząc w sobie obraz tej twarzy zbolałej, której już nie poznawał. Paulinka skłamała, mówił sobie, godzina nadeszła, ale dusił się, potrzebował przestrzeni i biegł jak szalony. Ten pocałunek był ostatni. Myśl, że nie zobaczy matki już nigdy, nigdy, wstrząsała nim gwałtownie. Zdawało mu się, że ktoś go ściga i obejrzał się, a gdy poznał Maćka, który na swych niepewnych nogach dążył za nim, wpadł w wściekłość i bez żadnej racji chwytał kamienie i rzucał niemi, krzycząc i wymyślając psu i odpędzając go do domu. Maciek zdziwiony tem dziwnem przyjęciem cofał się trochę i wracał i patrzył na niego wzrokiem łagodnym, w którym błyszczało coś jakby łzy. Lazar nie był w stanie odpędzić tego zwierzęcia, które choć z daleka towarzyszyć mu chciało, jakby czuwając nad jego rozpaczą. Morze niezmierzone gniewało go także; zawrócił w pole, szukał ścieżek zarosłych, kącików zapomnianych, chciał być sam przez nikogo nie widziany. Włóczył się tak do nocy, przechodząc przez pola zorane, skacząc przez ploty i rowy. Nareszcie zwrócił się ku domowi zmęczony, gdy w tem widok, jaki ujrzał przed sobą, przesądny strach w nim obudził, była to na skraju pustej drogi wysoka topola odosobniona i czarna, z poza której jakby żółty płomień wychylało się światło wschodzącego księżyca. Można to było wziąść za olbrzymią gromnicę palącą się w zmierzchu u wezgłowia jakiejś wielkiej zmarłej, leżącej w poprzek przez pola.
— Maciek, śpieszmy się! chodź — krzyknął drżącym głosem.
— Wracał biegnąc tak samo jak wyszedł. Pies ośmielił zbliżyć się do niego i lizał go po rękach.
Mimo to, że noc już zapadła, w kuchni nie było jeszcze światła. Duża ta izba była ciemna i pusta, na suficie tylko w jednem miejscu igrał odbłysk czerwony od jednego z ognisk kuchni, w którem żarzyły się węgle. Ciemności te, nowym przestrachem przejęty Lazara; nie miał odwagi iść dalej i stał tak bez myśli wpośród całego
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/203
Ta strona została przepisana.