sobie pierwszą swoją podróż, gdy ją pani Chanteau zabrała z Paryża: burza była podobna tej, a biedna ciotka nie pozwalała jej wychylać się z powoziku, dla zobaczenia morza i ciągle jej wiązała na szyi fularową chusteczką. — Siedząc obok niej w drugim kącie Lazar, myślą widział też swoją matkę, na tej drodze, jak idąc naprzeciw niego, na każdym zakręcie spodziewała się ujrzeć go już i całować. Raz, było to w grudniu, dwie mile uszła tak pieszo i zastał ją siedzącą ot tu na tym kamieniu. Deszcz padał bezustanku, młoda dziewczyna i kuzyn jej, przez całą drogę od Arromanches do 8onneville, nie zamienili ani słowa. Jednakże gdy dojeżdżali deszcz ustał, ale natomiast wiatr wzmógł się w siłę; powożący musiał zsiąść z kozła i prowadzić konia za uzdę. Nareszcie powozik zatrzymał się przed drzwiami i w tej chwili właśnie przybiegający rybak Houtelard wykrzyknął:
— Ha! panie Lazarze, tym razem djabli wzięli, bestja morze łamie panu pańskie maszyny!
Z tego załamku drogi morza nie było widać. Młody człowiek podniósłszy głowę, spostrzegł Weronikę stojącą na tarasie i zapatrzoną w stronę wybrzeża. Z drugiej strony drogi, ukryty pod parkanem ogrodu swego, aby mu wiatr nie porwał sutanny, stał ksiądz Horteur, również na morze patrząc. Wychylił się on i krzyknął:
— Wasze groble zabiera, panie Lazarze!
Lazar więc podążył ku wybrzeżu, a za nim pobiegła Paulinka, pomimo strasznej niepogody. Gdy wybiegła poza zakręt drogi, strasznym widokiem jaki ich tu oczekiwał przejęci zostali. Przypływ morza, jeden z tych wielkich przypływów wrześniowych, postępował ze strasznym łoskotem. Nie zapowiadano go wprawdzie jako niebezpieczny, ale wiatr straszny, który od dnia poprzedniego dął z północy, wzdymał go nadmiernie, że góry wody wznosiły się na horyzoncie i spadały roztrącając się o skały. W dali morze było czarne, odbijając w sobie atramentowe chmury, pędzone wichrem po ołowianem niebie.
— Wracaj — rzekł młody człowiek do swej kuzynki, — ]ja pobiegnę zobaczyć i wrócę też za chwilę.
Nie odpowiedziała mu nawet, lecz dążyła za nim aż na wybrzeże. Tam palisady i drewniane zapory, które
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/210
Ta strona została przepisana.