drugi... Już jej niema! A szelma, dwoma bałwanami zmiotło! To ci dopiero bestja!
Te wymysły, były jakby wyrazami pieszczoty dla morza. Klątwy zadowolenia rozległy się dokoła. Dzieci tańczyły z radości, gdy jakiś większy kłąb wody spadł i od jednego uderzenia, podcinał podstawy pala. Jeszcze jeden! i jeszcze ten! wszystkie mną, będą zgniecione jak pchły morskie, pod drewnianym trzewikiem dzieciaka. Ale fale wznosiły się ciągle, a palisada stała niewzruszona, na nią wszyscy patrzyli, tu ostatnia stanowcza walka stoczyć się miała. Nakoniec pierwsze fale wcisnęły się pomiędzy pale, już i ta upadnie, dopieroż to będzie uciecha.
— Szkodą, że go tu niema tego paniczyka! — odezwał się przepity głos Tourmala — mógłby sobie stanąć pod ścianą, toby ją ramionami podparł.
Sykanie ze wszech stron go ostrzegło, rybacy spostrzegli właśnie Lazara i Paulinkę. Oboje bardzo bladzi stali o parę kroków. Słyszeli oni wszystko. Patrzyli w milczeniu na klęskę. Nic to nie znaczy, że woda te belki rozrzuci, ale przypływ trwać będzie jeszcze dwie godziny i jeśli palisada nie wytrzyma, wioska nieszczęśliwa mocno ucierpi. Młody człowiek, wziąwszy kuzynkę swoją wpół, trzymał ją opartą o siebie, broniąc ją w ten sposób od nagłych zawrotów wiatru, którego powiewy jakby kosą podcinały wszystko.
Z nieba czarnego jak atrament, ciemne smugi deszczu się lały, fale huczały, oni oboje stali nieruchomi, w grubej żałobie, otoczeni mgłą z pyłu wody. Łoskot się wzmagał i stawał się coraz straszniejszy. Dokoła nich stali rybacy w oczekiwaniu, jeszcze śmiejąc się szyderczo, ale już coraz bardziej zaniepokojeni.
— Niedługo to potrwa — mruczał Hontelard.
Palisada jednak trzymała się jeszcze. Za każdą falą, która ją pianą okrywała, czarne belki smołą napojone, ukazywały się z pod piany białej. Ale jak tylko jedna belka została zerwaną, sąsiednie już tyle siły nie miały i jedna po drugiej walić się poczęły. Od lat pięćdziesięciu najstarsi nawet, nie widzieli tak silnego przypływu. — Niebawem trzeba się było usunąć, wyrwane bale tłukły o drugie i do reszty niszczyły palisadę, której szczątki wy-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/212
Ta strona została przepisana.