Jednakie wydarzały się chwile przerwy, dwie lub trzy noce zdarzało się, że Lazara nie prześladowało widmo śmierci. Pewnego dnia Paulinka znalazła u niego kalendarzyk oznaczony kreskami, zrobionemi ołówkiem czerwonym. Zdziwiona zaczęła go wypytywać:
— Cóż to znaczy? co to tak popodkreślane?... To pewno jakie ciekawe daty?
Zmieszał się i wyjąkał:
— Ja!? ja nic, nic nie znaczę... nie wiem...
Wesoło zaczęła znowu:
— Myślałam, że tylko dziewczęta powierzają kalendarzom rzeczy, których się nikomu nie mówi... jeżeli to o nas kobietach myślisz, w te wszystkie dni tu naznaczone, to warto ci za tę grzeczność podziękować. O... kryjesz się, sekret jakiś...
Ale widząc, że się miesza coraz bardziej, przez delikatność zamilkła. Po czole zbielałem młodzieńca, przesunął się znany jej cień, ukryty ból, z którego wyleczyć go nie mogła.
Od jakiegoś czasu dziwił ją też jakąś nową manją. — W pewności bliskiej swojej śmierci, nie wychodził z pokoju, nie zamykał książki, nie robił nic wogóle bez tego przekonania, że to jest ostatni czyn w jego życiu i że przedmiotem, który go zajmował, książki, którą zamknął, pokoju, z którego wyszedł, więcej już nie zobaczy. I z tej racji nabrał przyzwyczajenia, ciągłego żegnania wszystkich rzeczy, chorobliwej potrzeby brania w rękę raz położonych rzeczy, oglądania ich na nowo.
Do tego, mięszały się jakieś pojęcia o symetrji: trzy kroki w prawo, trzy kroki w lewo; mebli po obu stronach kominka lub drzwi dotykał każdego jednakową liczbę razy, nie mówiąc już o tem, iż w duchu miał pewne przesądy, do których się nie przyznawał, że naprzyklad pewna liczba dotknięć: pięć i siedm, w pewien szczególny sposób ułożonych, miała stawać na przeszkodzie temu, aby pożegnanie to ostatniem było. Mimo żywej swej inteligencji, mimo nieuznawania wszelkich objawów nadprzyrodzonych, praktykował tego rodzaju kabalistyczne przepisy, które starał się ukryć jak chorobę, którejby się wstydził. Był to jakby odwet rozprzężonego systemu ner-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/228
Ta strona została przepisana.