Widział go nagle przed oczyma wyciągniętego na słómie, z niepewnym już wzrokiem we drzwi wiepionym. Jutro już Maćka nie będzie — myślał. I mimowolnie co chwila podnosił się, nasłuchiwał, zdawało mu się, że słyszy szczekanie jego na podwórku. Czuwający i rozdrażniony słuch jego chwytał rozmaite urojone odgłosy i dźwięki.
Około drugiej w nocy, jęki jakieś roztrzeźwiły go i spędziły z łóżka. Gdzież to tak płakano? pytał się sam siebie. Wysunął się na korytarz. Dom cały pogrążony był w ciemności i ciszy. Z pokoju Paulinki, nawet odgłos jej tchnienia się nie wydostawał. Lazar nie mógł dłużej oprzeć się potrzebie zejścia jeszcze raz do psa. Co się tam z nim dzieje na dole?... ta myśl trapiła go bezustannie. Zaledwie na tyle się zdobył, że odział się trochę pospiesznie i zbiegł ze schodów ze świecą w ręku.
W wozowni Maćka nie zastał na posłaniu ze słomy. Wolał zwlec się trochę dalej na ubitą ziemię twardą. Gdy pan jego wszedł, nie znalazł już w sobie tyle nawet siły, aby łeb ku niemu podnieść. Lazar postawiwszy lichtarz na jakichś starych deskach, pochylił się zdziwiony ciemnym kolorem ziemi, na której pies leżał i z rozdartem sercem upadł na kolana, spostrzegł, że nieszczęśliwy Maciek kona we krwi, w kałuży krwi własnej. Życie tak z niego uchodziło. Poruszył z tudnością ogonem, a w oczach jego ukazał się błysk radości.
— Biedne, moje stare psisko — szeptał Lazar — biedne psisko moje stare!...
Zaczął do niego mówić głośno jak do człowieka.
— Czekaj Maciuś... przeniosę cię na czyste miejsce... Nic nie chcesz!... Boli cię biedaku!... Ale taki mokry jesteś, a nie mam nawet z sobą gąbki! Może ty chcesz pić!?...
Maciek ciągle patrzył w jego twarz, oka z niej nie spuszczając. Powoli coraz cięższy oddech, coraz bardziej bokami jego poruszał. Bez żadnego szmeru, jakby z ukrytego jakiego źródła wypływającą z pod ziemi krwią, kałuża się zwiększała i rozszerzała. Drabiny i beczki przewrócone rzucały olbrzymie cienie, jedna świeca tego wszystkiego oświetlić nie była w stanie. Na słomie coś zaszeleściło, była to Minuszka, która leżała na posłaniu
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/244
Ta strona została przepisana.