w trapieniu i dokuczaniu otaczających go. Dom cały piekłem się stawał.
Nakoniec młoda dziewczyna, w ostatnich wstrząśnieniach zazdrości, pytała się siebie sama, czy ma prawo narzucać Lazarowi swoje szczęście i swoje o szczęściu pojęcie. Nie wątpiła, iż przedewszystkiem pragnie jego szczęścia, chociażby oczy wypłakać miała. Dla czegóż więc zamykać go tak przy sobie, więzić, zmuszać do samotności, która mu cierpienie sprawia!? Zapewne, że i on kocha ją jeszcze, wróci do niej, gdy ją lepiej będzie mógł ocenić, porównywając ją z inną. W każdym razie, powinna pozwolić mu wybierać; tak kazała sprawiedliwość, a pojęcia sprawiedliwości pozostawało ciągle w jej sercu i w umyśle niewzruszonem, panującem.
Co trzy miesiące Paulinka jeździła do Caen, po odbiór procentów. Wyjeżdżała rano, wracała wieczorem wyczerpawszy całą listę drobnych zakupów i całą listę odwiedzin, którą formowała przez trzy miesiące. Tego roku, po trzech miesiącach, w czerwcu się kończących, oczekiwano na nią bezskutecznie z obiadem do godziny dziewiątej wieczór. Chanteau bardzo zaniepokojony, wysyłał Lazara na drogę, w obawie jakiegoś wypadku. Weronika tymczasem z całym spokojem twierdziła, że cały ten kłopot niepotrzebny: panna zapewne, wiedząc, że już późno, zanocowała, nie chcąc odkładać sprawunków, jakie zrobić miała. Spano w domu źle i nazajutrz od śniadania strachy i obawy rozpoczęły się na nowo. Około południa, gdy stary już na miejscu usiedzieć nie mógł spokojnie, Lazar nareszcie zdecydował się wyjechać ku Arromanches, gdy wtem służąca, którą ciągle wysyłano na drogę, aby wyglądała, wpadła zadyszana, wołając:
— Jedzie już panienka!
Trzeba było wytoczyć fotel starego aż na taras. Ojciec i syn oczekiwali, a tymczasem służąca mówiła ciągle:
— Oto tam! buda Malivoira... Zdaleka poznała panienkę po wstążkach żałobnych i welonie krepowym... — Tylko jakoś coś mi się dziwnego wydało!... tak jakby tam ktoś więcej z nią siedział... Cóż to jest!? A to szkapa przeklęta tak się wlecze!...
Nareszcze powozik zatrzymał się przed drzwiami.
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/257
Ta strona została przepisana.