Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/259

Ta strona została przepisana.

— A Lazar? — zapytał z nim się nie witasz?
Młody człowiek pozostał poza niemi, uśmiechając się z przymusem. Uwagę jaką zrobił ojciec jego, jeszcze bardziej go zmięszała, tembardziej, że Ludwika zarumieniła się jeszcze więcej i ze swej strony kroku ku niemu nieuczyniła. Poco tu ona? — pytał się w duchu siebie? Dlaczego teraz kuzynka sprowadza tu tę rywalkę, którą z taką szorstkością wypędziła z domu!? Było to coś co go oszołomiło i nie mógł się w tym chaosie odnaleźć.
— Pocałujże ją, Lazarze, kiedy ona nie śmie, — rzekła łagodnie Paulinka.
Była ona w tej chwili biała i blada, a białość ta jeszcze bardziej odbijała od żałobnych jej sukien, ale na twarzy i w jasnych jej oczach, malował się spokój i zadowolenie z samej siebie. Ze swoją macierzyńską miną, z tą powagą, którą przybierała w ważniejszych chwilach rządów swych, spoglądała na nich oboje i nic nie mówiąc, uśmiechnęła się tylko, gdy nareszcie ośmielił się brzegiem warg musnąć podane sobie policzki dziewczyny.
Weronika patrząc się na to z załamanemi rękami, wytrzymać nie mogła i cofnęła się w najciaśniejszy kąt kuchni. Ona też nie rozumiała. Potrzeba było mieć bardzo mało miłości własnej, żeby potem co się stało, zrobić to co się teraz dzieje. Jak panience przyjdzie ochota być dobrą, mówiła sobie, to już z nią wytrzymać nie można. Nie dosyć jej było tych brudnych dzieciaków w łachmanach, włóczących się po domu i zostawiająch po sobie ślady wszędzie, teraz już do tego przyszło, że panu Lazarowi kochanki sprowadza, a to będzie dopiero dom piękny. Gdy się tak nagderała, stojąc przy kominie i tam ulgę sobie przyniosła, wróciła z krzykiem:
— A to państwo zapominają, że śniadanie czeka od godziny... kartofle się na węgiel spalą!
Zjedzono śniadanie z wielkim apetytem, ale sam tylko Chanteau śmiał się szczerze, zbyt zadowolony, aby mógł zauważyć zakłopotanie innych. Wszyscy byli dla siebie wzajem z dziwną uprzejmością, a jednak na dnie tego wszystkiego, czuć było jakiś smutny niepokój, jak po kłótniach, w których przebaczano sobie, a jednak obie strony zapomnieć nie mogły, zatrzeć się niedających