gdyż taką była z natury, oddawała się sama o tem niewiedząc, w jednym geście, w jednem tchnieniu, ale nie byłaby uczyniła ani jednego kroku, nie powiedziała ani jednego słowa, gdyby wiedziała, że tem zrobi przykrość Paulince. Przebaczenie przeszłości rozczulało ją do łez, chciała jej dowieść, że była go godną, zaprzysięgła jej w swem sercu przesadne nawet uwielbienie, które wyrażało się w przysięgach, pocałunkach i rozmaitego rodzaju gorących nawet pieszczotach. Toteż pilnowała jej ciągle, badała ją, gotowa przybiec w każdej chwili, gdyby ujrzała na jej czole cień chmurki jakiejś. Nagle porzucała ramię Lazara i chwytała ją pod rękę, gniewając się na siebie, że się na chwilę zapomniała i starała się ją rozerwać, nie opuszczała jej, udawała nawet obojętność dla niego i dąsy. Nigdy nie wydawała się tak miłą, jak w tym ciągłym niepokoju, w tej potrzebie poddania się, która ją unosiła to w tym, to w innym kierunku. Napełniała dom szelestem spódniczek swoich i pieszczotliwem wdzięczeniem się młodej kotki.
Powoli jednak Paulinka zapadła w swe dawne męczarnię. Odrodzenie się nadziei, chwilowy ten tryumf zwiększał jeszcze ich okrucieństwo; nie były to już dawne gwałtowne wstrząśnienia, paroksyzmy zazdrości, które ją na jedną godzinę do szału doprowadzały, było to coś jakby ucisk bezustanny, jakby spadła na nią masa olbrzymia, której ciężar rósł z każdą chwilą i z każdą chwilą przygniatał ją coraz bardziej.
Teraz już nie można się było łudzić, już nie było ratunku, nieszczęście dobiegało kresu swej wielkości. Im obojgu nie mogła żadnych czynić wyrzutów, oni ją kochali, oni ją pieścili i czułościami obsypywali; oni walczyli przeciw porywom, które ich ku sobie popychały i właśnie te czułości były cierpieniem dla niej. Zaczynała znów widzieć jasno od chwili gdy się zdawało, że się umówili aby jej oszczędzić genezy ich miłości. Litość tych dwojga kochanków, stawała się dla niej niepodobną do zniesienia. Czyż to nie były wyznania i przysięgi te szepty szybkie, gdy ich samych zostawiała i te milczenia nagle, gdy do nich wracała; a te gwałtowne pocałunki, Ludwiki, a ta czuła pokora Lazara! Wolałaby była widzieć
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/262
Ta strona została przepisana.