opuszczenia domu. To wyznanie zdawało jej się koniecznem, nie chciała działać w jakiemś uniesieniu, a stary doktór był jedynym człowiekiem, który jąmógł wysłuchać.
Nagle Cazenove zatrzymał się na środku drogi i pochwycił ją w swe długie kościste ramiona. Drżał z wzruszenia, pocałował ją w głowę serdecznie i pierwszy raz ty jej mówić zaczął.
— Masz rację, dzieweczko moja... Wiesz co, zachwycony jestem, gdyż się to mogło jeszcze gorzej skończyć. — Długie miesiące już mnie to kłopocze, prawdziwą chorobą dla mnie było chodzić tam do was, takem cię czuł tam nieszczęśliwym... O! zręcznie cię ograbili... poczciwi ludzie! Najprzód pieniądze, potem serce...
— Młoda dziewczyna chciała mu przerwać.
— Drogi panie, błagam cię... Źle ich sądzisz...
— Może to być, ale w każdym razie kontent jestem z ciebie... No, no, oddaj-że sobie twego Lazara, nie świetny jej prezent zrobisz... tam... tej drugiej!... Nie przeczę! piękny chłopiec, pełen najlepszych chęci, ale już ja wolę żeby inna, a nie ty była z nim szczęśliwa. Panicze tacy, których wszystko nudzi, nie łatwi są do zniesienia nawet przez takie silne barki jak twoje... Wolałbym już, żebyś poszła choćby za rzeźnika!... tak za rzeźnika, coby się śmiał dzień i noc, aż by mu szczczęki trzeszczały.
Potem widząc, że oczy jej łzami zachodzą, dodał:
— Dobryś! kochasz go jeszcze!... Nie mówmy o tem... Teraz pocałuj mnie raz jeszcze, kiedyś taka mężna, dziewczyno kochana, i tyle masz serca i rozsądku. Dureń, kto się na tem nie poznaje!...
Wziął ją pod rękę i przytulił do siebie. Szli tak dalej, razem rozmawiając... już zimniej i poważniej. Rozumie się, że dobrze zrobi, jeżeli opuści Bonneville, a już jego rzeczą będzie znaleźć jej odpowiednie stanowisko. Właśnie w Saint-Lô miał on jakąś daleką krewnę bogatą, która w tej chwili poszukuje panienki do towarzystwa. — Będzie jej tam doskonale, tembardziej, że owa dama bezdzietna, może się przywiązać do niej szczerze, a może nawet i adoptować ją później! Wszystko zostało omówione i postanowione; on obiecał dać jej stanowczą odpowiedź w ciągu dni trzech i zgodzili się na to, iż nie pisną
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/268
Ta strona została przepisana.