chwilę łudziła się myślą odzyskania go. O Boże! wołała, załamując ręce — odwagę miałam i mam, ale czyż się godzi utrudniać mi tak moje zadanie!
Wszystko szybko uregulowano. Weronika nie rozumiejąc, zdziwiona mówiła, że od śmierci pani wszystko się jakoś na opak dzieje, Ale szczególniej wiadomość ta, wzburzyła starego Chanteau. On, który zwykle nie troszczył się o nic i tylko ruchem głowy potwierdzał zdanie innych, jakby odosobniony w egoizmie chwil spokojnych, które kradł cierpieniom swoim, rozpłakał się, gdy mu Paulinka sama wiadomość tę przyniosła. Patrzał na nią dziwnie, jąkał się, a ze ścieśnionych piersi wydobywały się jakieś wyznania:
— Nie moja wina... — mówił, — ja dawniej jeszcze chciałem inaczej... i co do pieniędzy i co do tego małżeństwa... Ja byłbym inaczej... ale wiesz sama, już jestem za stary, zanadto chory...
Uspokajała go, ucałowała, przysięgając mu, że to ona sama przez rozsądek skłania Lazara, żeby zaślubił Ludwikę. W pierwszej chwili nie śmiał temu wierzyć, resztki łez ćmiły mu oczy.
— Czy to tylko prawda? czy to być może? — powtarzał.
Gdy jednak widział, że ona się śmieje, pocieszył się szybko i nawet rozweselił się zupełnie. Nakoniec ulgę mu to zrobiło, gdyż ta sprawa stara na sercu mu ciężyła, chociaż o niej rozmowy rozpoczynać nie śmiał. Ucałował Ludwinię i wieczorem przy deserze przypominał sobie jakąś wesołą kawalerską śpiewkę. Jednakże, gdy szedł spać, jeszcze okazał jakieś resztki niepokoju.
— Ale ty zostaniesz z nami, nieprawdaż? — zapytał Paulinki.
Zawahała się na chwilę i rumieniąc się za swoje kłamstwo odrzekła!
— Z wami... zapewne.
Cały długi miesiąc zszedł na formalnościach. Pan Thibaudier ojciec Ludwiki, przyjął chętnie oświadczyny Lazara, który był jego chrzestnym synem. Wszystko poszło zgodnie, tylko na dwa dni przed ślubem powstało między niemi małe nieporozumienie, gdy młody człowiek
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/277
Ta strona została przepisana.