Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/280

Ta strona została przepisana.

pelusza i została tak kilka minut nieruchoma z oczyma wlepionemi w światło palącej się świecy, które ją oślepiało. Nagłe, jakby zbudzona, zdziwiła się sama sobie. Co robi na tem miejscu z głową przepełnioną jakimś chaosem i szumem, który myśleć jej przeszkadzał. Była godzina pierwsza, lepiejby jej było przecież w łóżku leżeć, może spać spokojnie. Zaczęła się rozbierać leniwemi i palącemi rękami.
Wrodzone poczucie porządku przetrwało w pośród tego rozstroju i tej ruiny moralnej życia. Bezwiednie schowała kapelusz, bezwiednie obejrzała buciki czy się gdzie czasem nie uszkodziły, lub zbytnio nie zawalały w drodze. Suknia porządnie i starannie złożona, wisiała już na poręczy krzesła i Paulinka w spódniczce tylko, stała na środku pokoju. Wtem, gdy tak oglądała wszystko, ujrzała w lustrze swe własne białe ramiona, myśl jej nagle pobiegła do Caen, do tego małżeńskiego pokoiku, który dziś rano jeszcze sama kwiatami przybierała i rumieńce okryły jej policzki. Zaczęła się przyglądać sobie, gorączka ją jakaś paliła, z rozpaczą wykrzyknęła:
— Więc nie dla mnie szczęście wzajemnej miłości!
Porównywując w myśli piękne swoje pełne kształty z tamtą chudą blondynką, która go posiadała, widziała się piękniejszą od niej, silniejszą, a jednak życie jej zwiędnąć miało, iść na marne.
Zazdrość ją paliła, chciała żyć, żyć w zupełności i życie dawać, kochała życie i rozumiała, że niczem jest istnieć jeżeli się istoty swojej komuś nie oddaje. W przystępie gorączkowego szału, szukała oczyma dokoła siebie jakiegoś ostrego narzędzia, któremby wdzięki swoje już teraz bezużyteczne zniszczyć mogła. Czyż to możliwe, żeby oni tam byli razem, podczas gdy ona jest tu sama w tym pustym domu!
Wyczerpana, zgorączkowana, drżąca, rzuciła się na łóżko, głowę utopiła w poduszki, które bezwiednie gryzła, zatykając niemi usta, aby przygłuszyć wydzierający się z piersi krzyk i łkania. Co robić teraz, co robić miała!? Mijały minuty, a ona nie miała pojęcia o niczem jak tylko o wieczności swoich cierpień. Z tego nerwowego kryzysu, zbudził ją odgłos jakiś jakby śmiech, więc ktoś