kłusem swego konia. Nawet wesoła Paulinka spokojną się stała, tą wesołością odwagi pełna, którą dochowała wśród wszystkich cierpień i kłopotów swoich. Jej głośny dźwięczny śmiech nie przepełniał już schodów i pokojów, ale została ona działalnością i dobrocią domu całego i co rano przynosiła tyle nowej odwagi do życia, że się nią wszyscy podzielić mogli. Z końcem roku serce jej drzemało i mogła sądzić, że już teraz godziny upływać będą w ten sposób ciągle, zawsze jednakie i spokojne i nic nie obudzi jej boleści.
Z początku, po wyjeździe Lazara, każdy list od niego nowego jej poczynić! niepokoju. Żyła tylko temi listami, oczekiwała na nie z niecierpliwością, odczytywała je kilkakrotnie, starała się wyszukiwać w nich to nawet, czego w nich nie było, wyczytywała między innemi to, o czem on nie myślał nawet. Przez trzy miesiące były one regularne, przychodziły co dwa tygodnie, pełne szczegółów, przepełnione nadziejami. Lazar roznamiętniał się znowu, rzucił się w wir interesów finansowych, marząc o natychmiastowym olbrzymim majątku. Sądząc z tego, co mówił, interesa ubezpieczeniowe przynosiły nadzwyczajne zyski, a na tem on się ograniczyć nie myśli. Gromadził on mnóstwo rozmaitych przedsięwzięć, okazywał się zachwyconym światem finansowym i przemysłowym i oskarżał się sam, że świat ten źle sądził, jak człowiek niepraktyczny, jak poeta. Myśl o literaturze zdawała się zupełnie zatraconą. Potem był niewyczerpanym w opisach pożycia swego małżeńskiego, opowiadał dzieciństwa i drobiazgi o swej żonie, jakie tylko zakochanych uderzają, opisywał jakieś podchwycone buziaki, psoty pieszczotliwe, unosząc się nad swojem szczęściem i pragnąc tem podziękować za nie tej, którą „ukochaną siostrzenicą“ nazywał. Te właśnie szczegóły, te familijne opisy, najwięcej rozgorączkowywały Paulinkę. Oburzał ją zapach miłości z tego papieru wiejący, zapach heliotropu, ulubiony zazapach Ludwiki. Papier ten leżał pewno w tej samej szafie, co jej bielizna. Paulinka zamykała oczy i pod powiekami widziała ogniste litery, widziała dobrze ciągi zdań, które jej się nieskończonemi wydawały i wtajemniczała się tak w najbliższe i najserdeczniejsze szczegóły ich miodowych miesięcy.
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/284
Ta strona została przepisana.