dziewczyny, wieczór zszedł smutnie. Rozmawiano niby szczerze, a jednak czuć było jakieś niedomawiane rzeczy i chwilami nastawała cisza. Ojciec i kuzynka unikali zadania mu pytań, widząc, że odpowiada z zakłopotaniem; nie starali się dowiedzieć ani jak stoją jego interesa w Paryżu, ani też dlaczego o swojem przybyciu dopiero z Caen ich zawiadomił. Gestem jakimś nieokreślonym zdawał się usuwać wszelkie zbyt natrętne pytania, jakby odpowiedzi na później odkładał. Tylko, gdy podano herbatę, odetchnął jakoś głębiej i swobodniej z zadowoleniem: jak tu dobrze i ileżby tu można zrobić, wśród tego spokoju. Wtrącił kilka słów o wielkim dramacie wierszem, nad którym pracował już od pół roku. Paulinka oniemiała ze zdziwienia, gdy wyrażał nadzieję skończenia dramatu swego w Bonneville, jak mówił, jakie dziesięć, dwanaście dni wystarczy na to. Około godziny dziesiątej weszła Weronika z zawiadomieniem, że pokój dla pana Lazara jest gotów, lecz gdy wszedłszy na pierwsze piętro, chciała go wprowadzić do pokoju niegdyś gościnnym zwanego, a specjalnie dla młodego małżeństwa urządzonego rozgniewał się.
— Myślisz, że ja tu będę spał!? — wykrzyknął. — Ani mi się śni nawet... idę na górę, będę spal w moim pokoju, na mojem własnem łóżku żelaznem.
Służąca gderała:
— Czego to pan kaprysi, już przecie łóżko posłane i dla jakichś tam przywidzeń nie warto posłania przenosić.
— Jak nie, to nie — rzekł — będę spał w fotelu.
Podczas gdy Weronika wściekle zła zrywała prześcieradła, on wchodził na drugie piętro. Paulinka doznawała jakiejś nieokreślonej radości, ogarniała ją szalona wesołość, w której rzuciła mu się na szyję jak dawniej, za czasów dziecinnego koleżeństwa, żegnając go na dobranoc. Więc jeszcze raz zamieszkał tuż obok niej, w tym dużym pokoju, tak blizko niej, że słyszała jego kroki, sama spać nie mogąc, rozgorączkowana wspomnieniami dawnych czasów. Nazajutrz dopiero rozpoczęły się zwierzenia Lazara, nie wyznał on wszystkiego odrazu, lecz Paulinka dowiadywała się rozmaitych rzeczy po trochu, z niektórych zdań wtrącanych do rozmowy. Potem ośmielo-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/289
Ta strona została przepisana.