i ona tę minę zawstydzoną! zastrachaną, obawą śmierci, z którą już tak dawno się ukrywał jak ze zbrodnią jaką lub tajoną ułomnością, ale czyż podobna, żeby ten chłód nicości zdołał znaleźć miejsce przy nich na łożu małżeńskiem. Długo wątpiła, później chociaż więcej się nie zwierzył, w oczach jego wyczytała prawdą, gdy pewnego wieczora uciekł ze swego pokoju na dół, bez światła, przelękniony, jakby uciekał przed widmami jakiemiś.
W Paryżu, w gorączce miodowych miesięcy, Lazar zapomniał o śmierci, przed strachem tym uciekał w objęcia Ludwiki, a potem usypiał snem spokojnym jak dziecko. Ona go też kochała jak kochanka, z wdziękiem rozkosznej kotki, jakby tylko do pieszczot mężczyzny stworzona i jeśli tylko przez chwilą zdawał się nią nie zajmować, stawała się nieszczęśliwą i uważała się za zgubioną. Zadowolenie pragnień tak długo powstrzymywanych, zapomnienie o reszcie świata w uściskach wzajemnych trwało dopóty, dopóki zdawało się, że nie wyczerpią nigdy tych rozkoszy zmysłowych. Ale przyszedł przesyt: on dziwił się, że już tak się upajać nie może jak w pierwszych dniach, podczas gdy ona, żyjąc jedynie pieszczotą, nie żądając i nie dając nic więcej, nie podtrzymywała go i nie dodawała odwagi do życia. A więc tak krótkie są te rozkosze, czyż nie można w nich zagłębiać się bezustannie i odkrywać ciągle nowe wrażenia, których doznawanie niespodziewane byłoby na tyle potężnem, iżby dać mogło choć ułudę szczęścia. Pewnej nocy Lazar obudził się nagle pod zimnem jakiemś tchnieniem, od którego włosy mu na głowie powstały. Dreszcz go przejął i z ust wybiegł dawny jego krzyk: Boże mój! Boże! więc umrzeć będzie trzeba.
Potem przyszły inne noce podobne i popadł na nowo w ten sam stan dręczącej go trwogi. Napadało go to w różnych chwilach nie perjodycznie, tak że nic przewidzieć i niczemu zapobiec nie mógł. Nagle wśród największego spokoju dreszcz go przejmował, podczas gdy często nawet w złe dni jakiegoś gniewu i niezadowolenia, strach go taki nie ogarniał. I nie były to już drobne, nagłe, jednochwilowe wstrząśnienia, rozstrój nerwowy się zwiększał, każdy nowy atak coraz silniej wzruszał całą
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/291
Ta strona została przepisana.