jego istotą. Nie mógł spać bez lampki nocnej, ciemności zdwajały jego obawę, mimo ciągłego strachu, aby żona nie odkryta tej jego choroby. Myśl o tem powiększała jego niepokój i czyniła poważniejszemi owe paroksyzmy, dawniej bowiem gdy spał sam, wolno mu było być tchórzem. Ta istota żywa, której ciepło czuł obok siebie, niepokoiła go. W chwili, gdy strach podnosił go z poduszek, wzrok jego jeszcze zaspany zwracał się wprost na nią z tą straszną myślą, że ją zastanie nieśpiącą, wpatrzoną w niego szeroko otwartemi oczyma. Ale nie zdarzało się to jakoś nigdy, przy bladem świetle lampki nocnej spostrzegał twarz jej nieruchomą, z wargami cięższym oddechem wydętemi i z oczyma przysłoniętemi delikatną, błękitnawą powloką. Uspakajało go to nieco, gdy wtem pewnej nocy znalazł to, czego się tak długo obawiał, oczy jej duże szeroko otwarte. Nie mówiła nic tylko patrzyła na niego i widziała jak drżał i bladł, zapewne i ona poczuć musiała tchnienie śmierci, gdyż zdawała się rozumieć jego myśli, jak kobieta ratunku wzywająca. — Potem, oszukując się wzajem, powiedzieli sobie, że słyszeli jakieś kroki w pokoju i wstawszy zapalili światło i przeszukali wszystkie kąty, zaglądając za meble i firanki.
Odtąd oboje dręczyła taż sama trwoga. Żadne wyznanie nie wydobyło się na jaw; był to jakiś wstyd tajemny, o którym nie chcieli mówić, tylko gdy w głębi alkowy leżeli oboje z szeroko otwartemi oczyma, zdawało im się, że myśli swoje słyszą nawzajem. Ona była równie jak on nerwową, cierpienie więc ich było wspólne, zaraźliwe, jak bywają choroby, które jedno z kochanków od drugiego nabywa.
Kiedy się budził, a ona spała, sen ten go przerażał: czy też oddycha jeszcze? Zdawało mu się, że oddechu jej nie słyszy, więc może umarła nagle. Przez chwilę wpatrywał się w twarz jej, dotykał rąk, potem chociaż się już upewnił, nie mógł jednakże zasnąć. Na myśl, że przyjdzie kiedyś taki dzień, w którym ona umrze, zapadał w ponure sny zadumy. Kto pierwszy umrze, on czy ona? Rozwijał w myśli oba przypuszczenia, obrazy śmierci przesuwały się przed oczyma jego w rozmaitych odmianach, widział wyraźnie, jasno, okropne męki konania, wszystkie
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/292
Ta strona została przepisana.