że ona chciała być dobrą, że chciała swoja dzieło miłosierdzia uczynić trwałem, płacąc ich szczęście tylu łzami i ogarniał ją wstręt do swej własnej dobroci, gdy dobroć ta niezawsze szczęście przynieść mogła.
W domu było cicho, wszystko spało i w ciszy pokoju słyszała tylko bicie krwi w własnych żyłach. Bunt jakiś w niej się podnosił, groźny i nieubłagany. Dlaczegóż ona nie została żoną Lazara!? Do niej przecież należał — mogła go była nie dać! Może byłby z początku bolał, ale byłby przebolał, a ona umiałaby go natchnąć swoją odwagą, obronić go od tych mar głupich. Zawsze była niedorzeczna, że wątpiła o sobie, jedyna przyczyna ich nieszczęścia w tem leżała. I przekonanie o sile swojej, o zdrowiu i całej czułości swojej wzrastało i burzyło się w niej. Czyż nie jest lepsza i więcej warta niż tamta!? Jakież szalone popełniła głupstwo, usuwając się tak na boki Przychodziła myślą do tego, że tamtej odmawiała nawet namiętności mimo tych pozorów kochanki zmysłowej, gdyż w swem własnem sercu znajdowała namiętność potężniejszą, gotową poświęcić się dla istoty ukochanej. Ona kochała swego kuzyna na tyle, że zniknęłaby chętnie, gdyby go tamta szczęśliwym uczyniła, ale teraz, kiedy ona nie umie ocenić szczęścia posiadania go czy nie należałoby działać, zerwać tan związek niedobrany. Gniew jej wzrastał, czuła się piękniejszą, lepszą, silniejszą, rozsądniejszą; budziła się w niej duma kobiety jakąby być mogła i ostatecznym rezultatem tych dumań i walk wewnętrznych było silne, wielkie przekonanie, że ona powinna była zostać żoną Lazara.
Wtedy ogarniał ją żal wielki. Godziny nocy mijały, przesuwały się jedna po drugiej, a jej na myśl nawet nie przyszło zawlec się do łóżka. Z oczyma szeroko otwartemi, oślepiona prawie wielkiem kopcącem światłem świecy, w którą była wpatrzona, choć jej nie widziała, marzyć zaczęła. W marzeniu tem widziała się już nie w tym pokoju, ale wyobrażała sobie, że jest żoną Lazara i przed oczyma jej duszy przesuwały się wspólne jej życie w obrazach miłości i szczęścia. Chwilami byli w Bonneville nad brzegiem błękitnego morza, to znów w Paryżu wśród wiru i chałasu miasta. Spokój małego ich pokoiku był tu
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/299
Ta strona została przepisana.