ty blakło sobie samo pod promieniami słońca, które wpuszczano tu czasem. Właśnie przypadała rocznica śmierci matki i napełnili pokój wielkiemi bukietami kwiatów.
Potem, gdy powiew wiatru uniósł w dal chmury, gdy deszcz przestał padać, wydostali się poza mury na taras, do ogrodu, na wybrzeże i młodość ich rozpoczęła się na nowo.
— Hej, Paulinko, pójdziesz na krewety? — krzyknął, rano wstając z łóżka pewnego dnia Lazar ze swego pokoju. Patrz, morze odpływa.
Pobiegli w kostjumach kąpielowych, odnajdywali dawno sobie znajome skały, na których przez tyle tygodni i tyle miesięcy fale zaledwie drobne pozostawiły ślady. Zdawało się jakby wczoraj dopiero bawili się w tym zakątku wybrzeża. On przypominał sobie:
— A uważaj tam! Tam na prawo jest dół głęboki, a na dnie duże ostre kamienie.
Ale ona uspakajała go prędko.
— Wiem, wiem, nie bój się... O patrz jakiego ogromnego raka złapałam!
W kołysaniu się swem woda dochodziła im do bioder; upajali się tą masą słonego powietrza, które im wiatr od morza przynosił. I były znowu wycieczki jak dawniej, przechadzki odleglejsze, wypoczynki na piasku, szukanie schronienia w grocie w chwili niespodziewanej ulewy, powroty już o zmierzchu po drogach i ścieżkach ciemnych. Pod sklepieniem niebieskiem również nic się nie zmieniło, morze było ciągle na swem miejscu, nieskończone, odbijające w sobie bezustannie te same horyzonty w ich bezustannej zmienności. Czyż to nie wczoraj widzieli, czyż nie wczoraj mieli przed oczyma tę płaszczyznę turkusową, jakby w nowy deseń w jaśniejsze zarysowaną pręgi, coraz szersze, zaznaczające bieg fal. A taką znów wodę ołowianą pod chmurnem niebem, taki deszcz przebiegający, jak ten co tam idzie z lewej strony razem z wracającą falą, czyż takiego samego nie zobaczą znów jutro? Małe, drobne fakta zapomniane wracały im na pamięć i sprawiały wrażenie jakby się stały przed chwilą, lub powtórzyć miały za chwilę. Przypomnieli sobie, jak wówczas, gdy on miał lat dwadzieścia pięć, a ona
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/302
Ta strona została przepisana.