i ostrożnością niemożliwą do wiary i przypatrywał się sam sobie, temu dokonanemu cudowi, jakby go kto inny dokonał. Jakaś pozostałość egzaltacji wewnętrznej, dawała mu odczuć rozkosz jakąś subtelną, której dotąd nigdy jeszcze nie zaznał.
Paulinka ochłonęła już nieco i zaczęła oglądać jego ręce.
— Eh nie! nie! Nic złego nie będzie, oparzenie nie jest głębokie. Ale chodźmy do domu, opatrzy się. O Boże! toż mnie dopiero strachu nabawił!
Umoczyła chustkę swoją w wodzie i owinęła mu nią i rękę prawą, więcej niż lewą oparzoną. Podnieśli się, starali się pocieszyć kobietę, która ucałowawszy gwałtownie, szalenie dziecko położyła je przy sobie i nie patrząc już na nie, lamentowała nad domem, krzycząc i jęcząc równie głośno jak przedtem, co powiedzą mąż i syn, gdy wróciwszy zastaną tylko ruinę. Mury jednak sterczały, a z pośród nich buchały tylko kłęby czarnego dymu, w pośród których słychać było trzask iskier niewidzialnych.
— No no! odwagi, poczciwa kobiecino! — powtarzała Paulinka. Przyjdźcie jutro do mnie to może co poradzimy!
Sąsiedzi zbiegli się, dym zobaczywszy i nareszcie mogła uprowadzić Lazara. Powrót był rozkoszny. Cierpiał on wprawdzie, ale bardzo słabo, lecz ona mimo to chciała koniecznie podać mu ramię i podtrzymywać go. Słów im jeszcze brakło w wstrząśnieniu jakiego doznali, patrzyli więc tylko na siebie i uśmiechali się radośnie. Szczególniej ona doznawała jakiejś błogości nieokreślonej. Więc on był odważny pomimo to i on drżał na myśl o śmierci!? Ścieżka rozwijała się pod ich stopami, a ona cała pochłonięta była i oddana rozmyślaniu nad sprzeciwieństwami, jakie spostrzegła w jedynym człowieku, jakiego dobrze znała, gdyż widziała go już pracującego dnie i noce i próżnującego miesiącami, widziała go brutalnie szczerym i w chwilę później bezczelnie kłamiącym, pamiętała jak w jednej chwili, składając na jej czole pocałunek koleżeński zimny, jednocześnie palącemi rękami ściskał ją za ręce namiętnie. I oto nagle ten sam człowiek dziś — czyn bohaterski spełnił w jej oczach.
Gdy przybyli do Bonneville, wezbrana przez czas
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/308
Ta strona została przepisana.