Paulinka — niepokoi nas ten twój stan... Możeby posłać po lekarza?
Ludwika rozgniewała się:
— O Boże! — zawołała — czyż podobna żebyście wy mnie tak męczyć mogi!? Ja od was nic więcej nie żądam, jak tylko abyście mnie zostawili w spokoju! Po lekarza! i cóż wy chcecie żeby mi on poradził? Jeszcze nie czas na to!...
— Zawsze byłoby rozsądniej poradzić się, zobaczyć...
— Nie! nie chcę! sama wiem bez lekarza co mi jest... Miejcie litość, dajcie mi pokój, nie mówcie do mnie, nie męczcie mnie!
I tak się uporczywie broniła, z takiemi wybuchami gniewu, że nakoniec i Lazar się niecierpliwił. Paulinka musiała obiecać jej formalnie i stanowczo, że ani po lekarza ani po lekarkę nie poślą. Umówioną była pani Bouland z Verchemont, słynna na całą okolicę ze zręczności i energji. Przysięgano się, że równie zręcznej i uczonej niema nietylko w Bayeux, ale nawet w Caen i dlatego też Ludwika wielce bojaźliwa i rozpieszczona, pełna obaw, iż w trudnem tem przejściu umrzeć może, zgodziła się powierzyć się jej, a nie żadnej innej. Niemniej jednak z racji tej samej obawy i tych samych przywidzieli, bała się strasznie owej pani Bouland, jak się człowiek boi dentysty, który przecież ma uleczyć, a którego jednak dopiero w ostateczności się wzywa.
Około szóstej, niespodziewanie objawił się znowu spokój. Młoda kobieta tryumfowała. Wszakże mówiła, że to są zwykłe jej bóle, tylko trochę silniejsze, dopieroby śmiesznie wyglądała cała rodzina, gdyby tak mnóstwo narodu zaniepokoiła i narobiła wiele hałasu o nic! Jednakże będąc strasznie znużoną, umierającą prawie ze zmęczenia, wolała się położyć, zjadłszy wprzód kotlecik. Wszystko będzie dobrze jeśli tylko usnąć będzie w stanie. I uparcie broniła się wszelkiej opiece i staraniom, chciała zostać samą, podczas gdy cała rodzina spała, zabroniła nawet żeby nikt nie przychodził dowiadywać się do niej z obawy, żeby jej z pierwszego snu nagle i niepotrzebnie nie zbudzono.
Tego wieczora była na obiad zupa jakaś i kawałek
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/319
Ta strona została przepisana.