Chciała mu przerwać, ale głośniej jeszcze mówić zaczął:
— Czyż to nie głupstwo te przeczucia, te fanfaronady, cała ta masa czarna, którą tarłem i przerabiałem przez obawę i przez próżność! Ja to uczyniłem złem życie nasze, twoje i moje i całej rodziny... Tak, ty jedna miałaś rację, ty jedna byłaś rozsądna. Istnienie staje się tak łatwem, gdy dom cały jest wesoły i gdy w tym domu żyje się jedni dla drugich!... Jeśli świat ma zginąć z nędzy, niechże przynajmniej ginie wesoło i niech sam nad sobą litość czuje.
Gwałtowność, z jaką to zdanie wygłaszał, wywołała uśmiech na jej usta; chwyciła go za ręce:
— E, co tam, uspokój się lepiej... Kiedy teraz uznajesz, że mam rację, to znaczy, żeś się poprawił i, że dalej wszystko pójdzie dobrze.
— Tak, poprawiłem się, dobrze ci mówić! Krzyczę w tej chwili, bo przychodzą takie godziny, w których się prawda przez głazy przebija, ale jutro zapadnę znowu w mój stan chorobliwy. Czyż to się można zmienić!?... Nie, wszystko nie pójdzie dalej dobrze, przeciwnie, wszystko będzie szło coraz gorzej... Ty to wiesz tak dobrze jak ja. Nic mnie tak nie rozwściekla, jak moja własna głupota.
Ona przyciągnęła go do siebie i rzekła z powagą sobie właściwą:
— Nie, nie jesteś ani głupi, ani zły, ale jesteś nieszczęśliwy. Pocałuj mnie, Lazarze.
Zamienili pocałunek wobec tego nowego człowieka, który zdawał się drzemać, i był to prawdziwie pocałunek braterski, w którym nie było nic z tej namiętności, jaka ich wczoraj jeszcze paliła.
Rozpoczynał się brzask, brzask szarawy, nadzwyczaj słodki i łagodny. Cazenove przyszedł zobaczyć dziecko i dziwił się znalazłszy je w tak dobrym stanie. Radził żeby je przenieść napowrót do pokoju naprzeciwko, gdyż jak mu się zdawało, można już było ręczyć za życie Ludwiki. Gdy malca pokazano matce, uśmiechnęła się tylko słabo, potem zamknęła oczy i ogarnął ją sen głęboki. Uchylono okno, aby odświeżyć powietrze w pokoju i rozkoszna świeżość, jakby tchnienie życia weszła od morza.
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/334
Ta strona została przepisana.