I zaczęli na nowo od początku zionąć na siebie złość i żółć, jaka się gromadziła w ich sercach, wskutek ciągłych starć ich niezgodnych charakterów. Z każdego najmniejszego faktu, robiła się drobna sprzeczka, a ich gromadzenie się tworzyło między niemi silną i mocno się rozwijającą antypatję, która życie ich zatruwała. Ona przy swej łagodnej twarzyczce stawała się złą, gdy jej usposobieniom nie dogadzał, złą — tą złością kotki rozpieszczonej, ocierającej się o innych i wyszczerzającej pazury. On, pomimo swej obojętności, znajdował w kłótniach tych sposobność do otrząśnięcia się z tej nudy wiecznej i upierał się przy tej rozrywce, aż gorączki dostawał.
Paulinka słuchała ich. Cierpiała więcej niż oni i nie mogła pojąć tego sposobu kochania się, który się jej w głowie nie mieścił. Jakto można też nie mieć nad sobą wzajem litości żadnej — myślała sobie; dlaczegóż nie przyzwyczaić się do siebie, kiedy los życie ich złączył? Zdawało jej się tak łatwem znaleźć szczęście w wyrozumiałości i nawyknieniu. I rozpacz ją brała, uważała ciągle ich małżeństwo za swoje dzieło, dzieło, które tworzyła z tą myślą, aby było dobre, święte i trwałe i aby ją za poświęcenie jej wynagradzało przynajmniej przekonaniem, że rozsądnie uczyniła.
— Już ci nie wyrzucam, że trwonisz mój majątek — wołała Ludwika.
— Tegoby też tylko brakowało! — krzyczał Lazar. — Jakbym ja był temu co winien, że mnie okradziono!
— Kradną i oszukują tylko takich niedołęgów, którzy się okraść i oszukać pozwalają!... Kto winien, to winien — to wszystko jedno, dosyć, że z majątku mojego zostało zaledwie biedne cztery, czy pięć tysięcy franków, zaledwie tyle ile potrzeba na najskromniejsze życie w tej zaklętej dziurze! Żeby nie Paulinka, dziecko nasze zostałoby kiedyś nagie i obdarte, gdyż jestem przekonana, że i resztę stracisz przy twoich dziwacznych pojęciach, w przedsiębiorstwach bezsensownych, które chybiają jedne po drugich.
— Gadaj dalej, gadaj! już mi wczoraj twój ojciec ten sam komplement powiedział!... Odgadłem zaraz, żeś go na mnie napompowała!... Toteż rzuciłem do djabła i ten in-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/354
Ta strona została przepisana.