gdy wtem oczy jej zatrzymały się na małym Pawełku.
— O! jużeśto się obudził, malcze jeden? — zawołała. — Patrz-no Lazarze, jak się to maleństwo gdzieś w drogę wybiera!
W istocie Pawełek w pośrodku czerwonej kołdry starał na czworakach i czołgać się zaczął, chcąc się wydostać na piasek, ale zanim mu się to udało, potknął się o jakąś fałdę kołdry i przewrócił się na grzbiet, wyciągając do góry wszystkie cztery łapki. Dziwną grę kolorów tworzyło ciałko jego różowe z kołdrą koloru rozwiniętej piwonji.
— No, ty nieprzyzwoity! — zawołała Paulinka podnosząc go. — Patrzcie państwo, zobaczycie jak ślicznie Paweł chodzi od wczoraj.
Uklękła przy nim i próbowała postawić go na nóżkach. Biedne maleństwo rosło jakoś z trudem i było na swój wiek za drobne, obawiano się nawet, czy nie będzie miał nóżek zbyt słabych. Toteż był to zachwyt dla całej rodziny, gdy pierwsze zaczął stawiać kroki, rączkami chwytając próżnię i padając za najmniejszą grudką piasku, jaką pod nóżkami napotykał.
— Uważaj-że dobrze, panie Pawle — powtarzała Paulinka — że to nie są żadne żarty!... Pokaż, że jesteś mężczvzną!... No tak, dobrze! trzymaj się ostro! teraz idź, daj buzi taty, a potem pójdziesz dać buzi dziadzi!
Chanteau z twarzą z bólu wykrzywioną, odwrócił się jednak, chcąc się przyjrzeć malcowi. Mimo obojętności swojej. Lazar też do zabawki tej się przychylał.
— No chodź! — rzekł do dziecka.
— Wyciągnijże do niego ręce — tłumaczyła młoda dziewczyna. — On przecież tak ryzykować nie może, musi z góry wiedzieć, gdzie upadnie. Dalej, skarbie mój maleńki, odwagi.
Trzy kroki dzieliło Paulinkę od Lazara, a co to była za radość, jaki entuzjazm, gdy Pawełek zdecydował się przebyć tę przestrzeń, z pochylaniami i cofaniami się gimnastyka z balansierem na linie.
Pawełek wpadł w objęcia ojca, który pocałował go w rzadkie jasne włoski. Chłopiec śmiał się tym śmiechem szczerym i nieświadomym dzieci maleńkich i otwierał bu-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/358
Ta strona została przepisana.