zię świeżą i różową jak róża. Matka chrzestna chciała go już uczyć mówić, ale język był jeszcze więcej zapóźniony, niż nóżki. Wydawał krzyki gardłowe, w których tylko rodzice odnaleźć mogli wyrazy: tata, mama.
— Ale pan Paweł obiecał jeszcze coś więcej — ma bodobno iść do dziadzi! — mówiła Paulinka. — To dopiero będzie podróż daleka!
Conajmniej o ośm kroków oddalony był fotel starego Chanteau od krzesła Lazara. Nigdy jeszcze Pawełek tak daleko w świat sam się nie puszczał. Toteż była to prawdziwa awantura. Paulinka usiadła na środku drogi na wszelki wypadek. Długo trzeba było namawiać chłopczynę, zanim się odważył. Nareszcie poszedł chwiejnemi swemi kroczkami. Już, już miał upaść na podstawione ramię Paulinki, ale utrzymał równowagę i upadł dopiero na kolana dziadka. Oklaski wybuchnęły.
— Widzieliście, jak się trzymali?... Oho! odważny chłopaki... Będzie z niego pewno tęgi zuch!
I kazano mu dziesięć razy raz po raz rozpoczynać tę samą podróż, ale się już nie bał. Szedł na pierwsze wezwanie do dziadka, do ojca i znowu do dziadka, śmiejąc się głośno. Bawiło go to bardzo, choć chwiał się ciągle, jakby się ziemia pod nim trzęsła.
— Jeszcze raz do tatunia! — wołała Paulinka.
Lazara zaczęła już nudzić ta zabawa. Dzieci nawet własne męczyły go prędko. Widząc go tak wesołym, już silnym teraz i zdrowym, Lazar wracał do swych niepokojów. Myśl, że ten mały chłopczyna przeżyje go, zamknie mu oczy, dreszczem go przejmowała. Od chwili gdy postanowił wegetować w Bonneville, jedną myślą był ciągle przejęty, myślą, że umrze w tym samym pokoju, w którym matka jego umarła i co dzień, gdy wchodził na schody, nie mógł się opędzić myśli, że tędy przejdzie trumna z jego zwłokami. Przy zagięciu dosyć wązkiego korytarza, pytał się znowu siebie, jak sobie poradzą grabarze, żeby z trumną tak wielką jak będzie jego trumna obrócić w tym zaułku. W miarę jak dzień każdy zabierał cząstkę jego życia, myśl o śmierci przyśpieszała rozkład jego istoty moralnej, niszcząc w nim całą siłę i męskość. Sam o sobie mówił, że już jest wyczerpany, że już na nic się nie
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/359
Ta strona została przepisana.