wijał swój repertuar. Było to właśnie, co najwięcej skomplikowanego istnieje w muzyce, a przedewszystkiem zupełnie jeszcze w owe czasy uznaniem się nie cieszący Berlioz i Wagner. W początku, dośpiewując głosem, kończył tem, że grał tyle gardłem ile palcami. W dni takie dziewczynka nudziła się bardzo, ale zostawała i słuchała spokojnie, nie chcąc mu robić przykrości.
Czasami zdarzało się, że zmierzch zaskoczył ich przy tej muzyce, wtedy Lazar oszołomiony dźwiękami, spowiadał się z swych wielkich marzeń. Mówił, że i on zostanie muzykiem genjalnym, pomimo woli matki, pomimo przeszkód ze wszystkich stron. W liceum w Caen miał nauczyciela skrzypiec, który zachwyconą jego inteligencją muzykalną, przepowiedział mu przyszłość pełną chwały i zaszczytów. Brał potajemnie lekcje kompozycji, a teraz pracował sam i już miał myśl, jakkolwiek jeszcze niewyraźną, symfonji o raju ziemskim; nawet już skomponował marsz z charakterem uroczystym i bolesnym zarazem, z którego ustępy zgodził się zagrać Paulince. Od tej chwili grywał tego marsza co wieczór, dziewczynka potakiwała i znajdowała to pięknem: potem dyskutowała. Bezwątpienia — mówiła — musi to być bardzo przyjemnie być kompozytorem pięknej muzyki, ale czyby nie było rozsądniej być posłusznym woli rodziców, którzy pragnęli widzieć go prefektem lub sędzią. Dom cały był zasmucony tą kłótnią pomiędzy matką i synem, w której on mówił o wyjeździe do Paryża i zapisaniu się do konserwatorjum, ona zaś naznaczała mu na październik ostatni termin do wybrania sobie jakiegoś zawodu uczciwego człowieka. Paulinka popierała projekt ciotki, której zapowiedziała spokojnie lecz z całą pewnością, że podejmuje się skłonić do tego swego kuzyna. Śmiano się z tego. Lazar z wściekłością zatrzaskiwał fortepian, krzycząc na nią i wołając, że jest nędzną mieszczanką bez źdźbła artyzmu w duszy. Gniewali się przez trzy dni, potem się pogodzili. Młody człowiek, chcąc ją pozyskać dla muzyki, powziął myśl, aby uczyć ją gry na fortepianie. Układał jej palce na klawiszach i całemi godzinami pilnował, żeby grała gamy. Ale ostatecznie brak zapału u niej doprowadzał go do wściekłości; jej się chciało bawić. Wolała pro-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/48
Ta strona została przepisana.