tała ciągle, z teoretycznie nabranych wiadomości zbierała sobie w praktyce przykłady w tem co widziała i słyszała, pozostając jednak zawsze z szacunkiem dla pani Chanteau, której naciąganych dla przyzwoitości kłamstw historycznych i przyrodniczych słuchała z całą powagą.
Jednakże czasami nieświadomie jakiś niepokój ją ogarniał. Gdy Lazar potrącił ją czasem po bratersku, zostawała chwil kilka bez tchu, serce jej biło jak młot, kobieta, o której istnieniu zapominali oboje, budziła się nagle w niej samem krążeniem jej krwi własnej.
Od tej chwili u młodej panienki rozwijały się wrażenia, o których nie mówiła nikomu. Nie kłamała, ale po prostu milczała, przez dumę a także i przez wstydliwość. Czasami zdawało jej się, że jest słaba, i że jest w przededniu jakiejś ciężkiej choroby, gdyż kładła się do łóżka rozgorączkowana, bezsenność rozpalała ją jeszcze bardziej, unosząc ją w chaos sfer nieznanych, które ją ogarniały. Potem rano czuła się tylko wielce znużoną i nie skarżyła się nawet przed ciotką. Były znowu nagłe uderzenia krwi, podrażnienia nerwowe i napady myśli niewołanych, które ją następnie oburzały lub marzeń sennych, z których budziła się rozgniewana sama na siebie.
Czytania owe i nauki, owa anatomja i fizjologja namiętnie sylabizowane, tak dalece niewinną ją zostawiły, iż każdy z tych nowych objawów przejmował ją jak dziecko i przerażał. Potem rozmyślała i nie mogła się zgodzić z myślą, że nie jest istotą jakiejś odrębnej natury, że ów mechanizm życia, na który teoretycznie patrzyła jako dla innych stworzony, ma być i jej udziałem. Po obiedzie pewnego wieczora, wszczęła ona dyskusję o niedorzeczności marzeń sennych. Czyż to nie może gniewać, mówiła, że człowiek zostaje tak bezbronnym, leżąc wobec tych dziwacznych wybryków imaginacji!? Do rozpaczy ją doprowadzało, iż wobec snu zamiera wola i istota człowieka na pastwę mu rzuconą zostaje. Kuzyn jej przy swych teorjach pesymistycznych powstawał również przeciw sennym marzeniom, jako niszczącym pełnię szczęścia w nicości; tymczasem wuj rozróżniał, lubił sny przyjemne, nie cierpiał zmor i gorączkowych marzeń. Paulinka tak się unosiła w dyskusji, tak się gorąco przeciw snom oburzała,
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/78
Ta strona została przepisana.