Ale ona z uporem nie odpowiadając mu już nawet, pływała wokoło po cichu, w wodzie aż do podbródka, kryjąc białość obnażonego ramienia, które pod cienką warstwą wód wydawało się jak srebrno błyszczące wnętrze muszli. Skała była wyżłobiona od strony pełni morza, tworzyła pewien rodzaj groty, w której ongi pod otwartem niebem bawili się w Robinsona. Z drugiej strony, na wybrzeżu, pani Chanteau zdaleka na jasnym piasku twozyła czarną plamę, jakby jakiś wielki owad.
— Co za wściekły charakter! — wykrzyknął nakoniec Lazar, rzucając się do wody. — Jak ci sił zabraknie i napijesz się słonej wody, pamiętaj nie będę cię ratował! Słowo honoru, top się sobie kiedy chcesz!
Powoli odpłynęli napowrót. Dąsali się na siebie i nie mówili z sobą. Niebawem usłyszał, że oddech jej cięższym się staje i radził jej, żeby się przynajmniej położyła na wznak. Nie odpowiedziała mu nawet. Lazar, widząc jej zmęczenie, czując, że nie dopłynie do brzegu, zbliżył się dla podtrzymania jej. Z początku broniła się, chciała płynąć sama, wreszcie musiała przyjąć jego pomoc. Tak dobili do brzegu.
Przerażona pani Chanteau przybiegła, a Maciek, stojąc w wodzie po brzuch, szczekał zapamiętale:
— O Boże! co za nierozsądek... — wolała ciotka — a mówiłam wam, a ostrzegałam, że się zadaleko wybieracie!
Paulinka zemdlała. Lazar wyniósł ją na piasek jak dziecię. Z obojga strumieniami spływała woda słona. Niezadługo westchnęła i otworzyła oczy. Gdy poznała kuzyna swego pochylonego nad sobą, wybuchnęła głośnym płaczem, nerwowym ruchem rzuciła mu się na szyję, dusząc go w uścisku i, całując po twarzy gorąco i gwałtownie. Było to coś, jakby nieświadomy, swobodny wybuch uczucia, w powrocie do życia po ocaleniu od śmierci.
— O jakiś ty dobry Lazarze! jak ja cię kocham.
Lazar odurzony był gwałtownością tych pocałunków. Gdy pani Chanteau pomagała Paulince ubierać się, sam z własnego poczucia usunął się na bok. Powrót do Bonneville był miły i przykry zarazem, oboje zdawali się
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/82
Ta strona została przepisana.