Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1006

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze święty, poddaję się i odwołuję moją książkę!...
Głos jego drżał goryczą obrzydzenia a ręce mu się opuściły i rozwarły, jakby chciał otrząsnąć z siebie żary zbolałej swej duszy. Wypowiedział prawie dosłownie formułę poddania się: Auctor laudabiliter se subjecit et opus reprobavit, autor chwalebnie się poddał i potępił swoje dzieło. Rozpacz Piotra nie miała teraz granic a w tem wyznaniu, że zbłądził, kryło się morderstwo najdroższych jego nadziei. O jakże okrutna była w tem ironia! Ta książka, której poprzysiągł sobie nigdy nie odwołać, w której tryumf wierzył walcząc o zwycięztwo, teraz zapierał się jej, niszczył ją, wycofując z nagłą decyzyą, nie dla tego, by uznawał swoją winę, lecz że poczuł, iż zrozumiał całą jej bezużyteczność. Łudził się chimerami, pisząc swoją książkę z upragnieniem kochanka, pożądał nią trafić do serca tego starca, marzył jak poeta! Teraz przeczuł i przekonał się o pomyłce swojej, więc czemuż nie miał się przyznać do tej pomyłki, przed samym sobą?... Książka stała się umarłą, zechłym liściem, rzeczą bezpożyteczną.
Leon XIII nieco się zadziwił odniesionem tak szybko zwycięztwem i zawołał z zadowolnieniem:
— Bardzo dobrze, mój synu, bardzo dobrze! Wyrzekłeś słowa najodpowiedniejsze godności księdza.