Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1008

Ta strona została uwierzytelniona.

a raczej widział go oczami rozognionej swej wyobraźni, teraz zaś znów go drażniąco raziła owa chustka do nosa rozłożona na kolanach i brudna sutana zasypana tabaką. Ogarnęła go litość nad starością tego człowieka, podziwiał siłę i młodzieńczość jego oczu, do których zbiegła cała reszta życia i z poszanowaniem uprzytamniał sobie olbrzymią jego pracowitość bezustannie podniecaną wymaganiami pracującego mózgu, pełnego myśli, szerokich planów i chęci działania.
Audyencya była skończona; Piotr, składając głęboki ukłon, rzekł:
— Ojcze święty, dziękuję za ojcowskie przyjęcie jakiego udzielić mi raczyłeś.
Leon XIII raczył go jeszcze chwilę zatrzymać, mówiąc o Francyi, jak gorąco pragnie jej powodzenia, które może się tylko obrócić ku tem większemu dobru Kościoła. Podczas gdy mówił, Piotr doznał dziwnego widzenia. Patrząc na czoło Ojca świętego, czoło jakby z kości słoniowej wyrzeźbione, przypomniał sobie pełną barbarzyńskiej wielkości scenę odgrywającą się zaraz po śmierci każdego z papieży, zdawało mu się, że widzi: Piusa IX, Giovanni Mastaï, zmarłego przed dwoma godzinami, z twarzą zasłoniętą lnianą chustką a dokoła lamentujący dwór, czyli pontyfikalną rodzinę, gdy wtem kardynał Pecci, kamerling, zbliża się do śmiertelnego łoża i rozkazuje odsłonić oblicze zmarłego a sam trzykrotnie, młotkiem srebrnym uderza w czoło trupa, za każdym razem