Milcząc, Piotr wysłuchał tych słów jak należnej kary za wypiastowane w swem serca chimery i cofał się ku drzwiom tyłem podług przyjętego ceremoniału. Oddał trzy nizkie pokłony i przestąpił próg, nie obróciwszy się a czarne, błyszczące oczy Leona XIII spoczywały na nim aż do ostatniej chwili. Zamykając drzwi, Piotr ujrzał jeszcze jak papież sięgnął ręką po rozłożony na stole dziennik, by w dalszym ciągu czytać rozpoczęty artykuł. Leon XIII bardzo lubił przerzucać dzienniki, z ciekawością śledził podawane w nich nowiny, chociaż często się mylił co do ich ważności. W pokoju oświetlonym nieruchomem światłem dwóch lamp, zapanowało milczenie i głuchej nieskończoności cisza.
W pośrodku bocznej poczekalni stał pan Squadra i czekał na wyjście Piotra, a spostrzegłszy, że ten, z bezprzytomnego pognębienia, zapomina o swoim kapeluszu leżącym na konsoli, podał mu go w dyskretnem milczeniu i ze zwykłym ukłonem. Następnie, bez pośpiechu, miarowym, cichym krokiem przeprowadziwszy Piotra, zatrzymał się dopiero w sali Klementyńskiej. Tu, zawsze milcząc, skłonił się po raz ostatni i zniknął cicho, zamykając drzwi za sobą.