Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1024

Ta strona została uwierzytelniona.

by przelotnie... bo miłość przemija, a po niewczasie zwykle się żałuje, że się nie skorzysta z okazyi... I oni nie skorzystali, lecz teraz już nie żałuję, bo umarli... a chociaż ludzie się pocieszają, myślą, że kochankowie żyją gdzieś na gwiazdach... to nie prawda... bo jak się umarło, to się umarło na dobre, na zawsze...
Łzy przeszkodziły jej mówić dalej i dopiero po chwili znów rzekła:
— Biedne, wy dzieciska moje, ach biedne, niczego to nie miało na świecie... nawet jednej nocy nie mieli szczęśliwej... a teraz nastąpiła dla nich noc wieczna, bez pocałunków i pieszczoty... Patrz pan, jacy oni piękni a zarazem straszni, bo już skamieniali... i pomyśleć, że ciała ich stoczą robaki i pozostawią tylko kości, a pomimo to głowy ich zawsze jeszcze na jednej spoczywać będą poduszce a kościanemi rękoma nie przestaną się tulić do siebie. Ach, niechaj śpią, niechaj śpią i nic już nie wiedzą i nic już nie czują!
Oboje zamilkli a Piotr w zwątpieniu swojem wypływającem z pragnień niezaspokojonego życia, znów spojrzał na tę chłopkę przy nim siedzącą i pozazdrościł jej spokoju duszy. Od tylu lat rzucona gdzieś daleko od swej wioski i od Francyi, — jakże całkowitą zachowała trzeźwość umysłu cechującą prosty lud francuzki! Spokojna, zadawalniająca się codziennem spełnieniem swych drobnych obowiązków, nie narzekała na swoje pod-