Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1032

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwolna przymknęła powieki i starała się modlić pobożnie, a z pod powiek spływały jej na policzki obfite łzy serdecznego smutku. W sali panowała cisza przerywana odgłosami czterech mszy, odprawiających się bez przerwy. Wreszcie Celia wstała i wzięła pęki róż białych, które trzymała służąca. Chciała je własnemi rękoma złożyć przy ukochanych zmarłych, lecz przez chwilę wahała się, gdzieby je umieścić jak można najbliżej. Położyła je na poduszce, na prawo i na lewo, po nad głowami Benedetty i Daria, kwiaty nieledwie że dotykały włosów kochanków, koronując młode ich czoła. Próżne już miała ręce a jednak nie schodziła ze stopnia katafalku, pochyliła się, drżąc ze wzruszenia i szukała coby mogła powiedzieć tym drogim zmarłym, co im zostawić swojego i na zawsze, jak ich pożegnać. Wreszcie znalazła. Pochyliła się jeszcze niżej i złożyła długie, serdeczne pocałunki na lodowo zimnych czołach małżonka i małżonki.
— Ach, kochana, najdroższa panienka! — zawołała Wiktorya, zalewając się łzami. — Czy pan widział?... Pocałowała ich... pocałowała prawdziwie z serca... a nikt dotąd tego nie zrobił, nawet matka... Kochana panienka, zacne serce! Niechajby ten Attilio, którego tak kocha, kochał ją tak, jak ona na to zasługuje!
Odwróciwszy się, by zejść ze stopnia katafalku, Celia spostrzegła Pierinę, klęczącą zawsze na tem samem miejscu i wpół przechyloną w bo-