pogłoski?... Myślałem, że papież żyjący niechętnym okiem patrzy na mającego po nim panować papieża.
Monsignor roześmiał się prawie wesoło:
— Kardynał Sanguinetti gniewał się i godził trzy czy cztery razy z Watykanem. Lecz Ojciec święty nie ma żadnej podstawy do przypuszczeń, by kardynał mógł być jego następcą... Zazdrości pośmiertnej nie może być w tym wypadku.
Lecz pożałowawszy swej szczerości, monsignor dodał:
— Żartuję... bo Jego Eminencja kardynał Sanguinetti jest zupełnie godnym zasiadania na tronie stolicy apostolskiej.
Piotr wiedział już teraz, że kardynał Sanguinetti przestał być popieranym przez monsignora Nani. Musiał go uważać za zbyt niecierpliwego w dążeniu do celu, niebezpiecznego zawieranemi gorączkowo stosunkami bez żadnego wyboru, nawet z rządem włoskim i z patryotami. Zatem ani jeden, ani drugi z dwóch współzawodników nie ukoronuje się tiarą. Monsignor pozostawiał ich na boku, przypatrując się walce, którą z sobą wiedli. Któż więc był upatrzonym przez niego papieżem?... Kto jutro będzie wsparty przez potężny zakon, którego jednym z najgłówniejszych przywódców był monsignor Nani?...
— Drogi synu, muszę cię już pożegnać i zapewne już nie zobaczę cię przed wyjazdem...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1048
Ta strona została uwierzytelniona.