przyszłość opartą na łączności wszystkich narodów, pojednanych w imię miłości Kościoła. Tak, mój drogi synu, nie omieszkaj kłaść nacisku na kardynała Bergerot, w kierunku, jaki ci wskazuję. Powiedz mu, niech idzie z nami ręka w rękę, tym tylko sposobem pracować będzie z pożytkiem dla swego własnego kraju.
Monsignor wstał, domówiwszy tych słów i tym razem odchodził już stanowczo. Jeszcze nigdy nie wypowiedział się przed Piotrem tak obszernie i z taką względną szczerością. Lecz widocznem było, że mówił z rozwagą i tylko to co chciał powiedzieć, w celu sobie wiadomym, obmyślanym i dojrzałym.
— Żegnam cię, mój drogi synu, i jeszcze raz powtarzam: rozważaj często nad tem, coś widział i słyszał w naszym Rzymie. Bądź przedewszystkiem rozsądny i nie psuj sobie życia gorączkowemi wybrykami.
Piotr się skłonił i uścisnął drobną, tłustą i wypieszczoną a jednak silną dłoń, którą monsignor podał na pożegnanie.
— Ojcze wielebny, dziękuję za wszystko, czego doznałem od ciebie i zapewniam, że nie zapomnę niczego, czegom się podczas mego pobytu w Rzymie nauczył.
Piotr patrzał za odchodzącym monsignorem, który w wytwornej swej sutanie, szedł lekkim krokiem człowieka pewnego siebie i przedsięwziętych zamiarów na przyszłość. Nie, o nie! Nicze-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1052
Ta strona została uwierzytelniona.