porządza nami, jak wiatr rozporządza pyłem na drodze.
Piotr zaniepokoił się, wzburzeniem sekretarza, więc rzekł łagodnie:
— Uspokój się, tak źle nie jest! Mówisz pod wrażeniem rozdrażnienia bardzo naturalnego po tem wszystkiem, co tu zaszło od wczoraj.
— Sądzisz więc że przesadzam! Nie, mówię zupełnie na trzeźwo! Ty nie wiesz, czego byłem mimowolnym świadkiem dzisiejszej nocy... posłuchaj!
I zaczął opowiadać, że był świadkiem sceny jaka zaszła dzisiejszej nocy między donną Serafiną a bratem. Wczoraj, podczas bytności w Watykanie u kardynała-sekretarza, oraz w trakcie kilku innych wizyt złożonych różnym prałatom, donna Serafina przekonała się, że sprawa kandydatury kardynała jej brata, najzupełniej idzie w niwecz, skutkiem gwałtowności z jaką wystąpił kilkakrotnie w kwestyach, które mu zawsze radziła pomijać. Donna Serafina wróciła do pałacu z rozpaczą w sercu, z rozpaczą tak silną, że pomimo katastrofy śmierci siostrzeńca i siostrzenicy, wybuchnęła z żalami i z wymówkami do brata, wręcz mu mówiąc, że ulega wpływom swego kodytaryusza, tego pokornego sługi, będącego zdrajcą. Zażądała natychmiastowego wydalenia go, mówiąc, że go posądza i obwinia o wszelkie zło, spadające na nich, nawet kto wie, czy nie jest on sprawcą śmierci Benedetty i Daria!
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1055
Ta strona została uwierzytelniona.