Strona:PL Zola - Rzym.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

celu oddał mu część pokojów na pierwszem piętrze. Kardynał, jakkolwiek obojętnym i zmarłym zdawał się być dla świata, zachował dumę swego rodu i miłość dla nazwiska, skutkiem tego, przywiązał się do siostrzeńca, do tego wątłego młodzieńca, ostatniego potomka rodu, który tylko z niego mógł się odrodzić. Względem Benedetty kardynał okazywał ojcowską czułość i nie był przeciwnym jej małżeństwu z Dariem, a tak dalece wierzył w cnotę i pobożność ich obojga, że na chwilę się nie zawahał, by przygarnąć ich oboje pod dach rodzinny przodków, pomijając ze wzgardą rozsiewane po mieście oszczerstwa przez hrabiego Prada i jego przyjaciół, upatrujących powód do zgorszenia w tem zbliżeniu się kochającej pary. Donna Serafina strzegła Benedettę a kardynał strzegł młodego księcia i czworo tych ludzi żyło w ciszy i w cieniu staroświeckich murów pałacu, który niegdyś widział tyle scen krwawych i tragicznych a teraz osłaniał ostatnich przedstawicieli potężnego rodu o krwi płomiennej lecz już gasnącej, przedstawicieli dawnego społecznego ustroju, na którego zwaliskach miał powstać świat nowy, odrodzony.
Gdy ksiądz Piotr Fromont ocknął się ze snu, poczuł, że głowa ciąży mu jeszcze ze zmęczenia a zarazem był niezadowolniony, iż spał znacznie dłużej niż zamierzył. Spojrzał na zegarek i przeraził się ujrzawszy, że jest już godzina