— Z początku mniemano, że choroba pochodzi z niestrawności, lecz wobec gwałtownie wzmagającego się zła, powstał popłoch w całym domu i posłano po doktora...
Ach oczy, oczy Prady w tej chwili! Wyraz ich był rozpaczliwy a zarazem mieszczący w sobie tyle wzruszenia i błagalnej siły, że Piotr stanowczo poczuł, że nie wypowie okrutnej prawdy. Nie spuści kary na tego starca tak niewinnego! Wszak nic nie przyrzekł, do niczego się nie zobowiązał, więc wszystko pominie, chociażby przez wzgląd na pamięć o zmarłej, w imieniu której popełniłby zbrodnię, spełniając wolę jej zemsty. Prada musiał teraz cierpieć tak srogą katuszę, że już w części odpokutował, a więc sprawiedliwości stało się już zadość. Po małej więc przerwie, Piotr kończył mówić:
— Gdy doktór przyszedł, natychmiast poznał oznaki zgniłej gorączki... Zatem rodzaj choroby młodego księcia jest ściśle oznaczony i nie ulega wątpliwości... Dziś rano byłem na pogrzebie, uroczystość była piękna i bardzo wzruszająca.
Orlando przestał nalegać i rzekł tylko, że i on był niezmiernie wzruszony przez cały ranek, myślą biorąc udział w tym pogrzebie. Prada zaś, stojąc, trzymał oburącz za poręcz krzesła, w obawie, że padnie, twarz miał trupio bladą a na całem ciele czuł występujący zimny pot śmiertelny. Oczy jego wciąż jeszcze patrzały na Piotra,
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1108
Ta strona została uwierzytelniona.