ność w ich domu. Wyjątkowo i tylko dla niego uchyliły się drzwi prywatnych apartamentów państwa domu, bo wróciwszy z pogrzebu, donna Serafina i kardynał zamknęli się każde u siebie, wydawszy rozkazy, by nikogo do nich nie dopuszczano. Pusto i głucho było w rozległym pałacu, a zapadający zmrok osłaniał tu wszystko melancholijnym kirem beznadziejnego smutku. Gdyby nie Wiktorya, która nadeszła i dotrzymywała mu towarzystwa, Piotr mógł był przypuszczać, że znajduje się sam jeden w opuszczonym pałacu. Poprosił Wiktoryę, by mógł zjeść ostatni obiad w towarzystwie don Vigilia. Lecz ten zamknął się w swoim pokoju i nie odezwał się na stukanie Wiktoryi. Piotr, nie chcąc odjeżdżać bez pożegnania się z sekretarzem kardynała, poszedł pod drzwi jego pokoju, lecz napróżno czekał, by się otworzyły. Nie otrzymując żadnej odpowiedzi, Piotr domyślał się, że don Vigilio, opanowany większą niż kiedykolwiek bojaźnią, przez chorobliwą przezorność upierał się przy swojem i nie chciał go widzieć przed wyjazdem, lękając się tem narazić wszystkowiedzącym jezuitom. Zatem umówiwszy się z Wiktoryą, że obiad zje o godzinie ósmej, Piotr zajął się ułożeniem swoich papierów, bielizny i ubrania. Wiktorya, przyniósłszy zapaloną lampę, chciała mu w tem pomódz, lecz podziękowawszy jej za uprzejmość, sam się do tego zabrał.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1112
Ta strona została uwierzytelniona.