Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1134

Ta strona została uwierzytelniona.

bolesnym smutkiem napełniło serce Piotra! Przechodząc koło pokoju don Vigilia, zatrzymał się na chwilę, lecz najmniejszy szelest ztamtąd nie dolatywał a to milczenie bojaźliwie drżeć się zdawało. Piotr wyobraził sobie, że don Vigilio leży na łóżku z głową zanurzoną w poduszkę, by tchnieniem nawet nie dać znaku o sobie i nie ściągnąć na siebie pomsty nieprzyjaciół, których zawsze tak się obawiał. Straszliwszem jeszcze wydało mu się głuche milczenie na drugiem piętrze, przed zamkniętemi drzwiami mieszkania donny Serafiny i kardynała. Osamotnieni w swych pokojach, żyć w nich mieli jak w grobach. Myśl Piotra rozpaczliwie zatrzymała się przy tragicznych postaciach tych dwojga pozostałych w starym, zrujnowanym pałacu. Byli to przedstawiciele walącego się niepowrotnie świata, nie chcący wiedzieć o tworzącym się nowym. Dario i Benedetta unieśli z sobą całą ich nadzieję życia.
Ach, jakże posępne i długie były galerye pustego pałacu! Jakże nieskończenie olbrzymie te piętra i schody, wiodące jakby w nicość! Podwórzec pałacowy wydał się Piotrowi cmentarzem. Z politowaniem patrzał na trawę, wyrastającą pomiędzy szczelinami kamieni, na wilgocią obrosły portyk, na powalone torsy Wenery i Apolina. Tęsknym wzrokiem spojrzał w stronę opuszczonego ogrodu, zkąd dolatywał zapach dojrzewających pomarańcz. Nikt już teraz nie bę-