Strona:PL Zola - Rzym.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

żać za zupełnie młodą kobietę. Była to ostatnia i jedyna jej kokieterya, bo włosy zachowała siwe, bynajmniej ich nie ukrywając. Gęste były i puszyste a wydawały się tem bielsze, że brwi donny Serafiny były czarne. Twarz miała podłużną, pofałdowaną i wielki, typowy nos swego rodu. Nigdy nie była piękną i nie miała ubiegających się o swoją rękę. Jednym z ciosów jej życia było zamążpójście Ernestyny o kilka lat od niej młodszej. Przebaczyć nie mogła tego wyboru hrabiemu Brandini i odtąd zerwała z myślą wydania się zamąż, postanawiając pocieszyć się dumą, jaką w niej wzbudzała piękność nazwiska Boccanera. Wszak ród ten potężny wydał już z siebie dwóch papieży a donna Serafina nie powątpiewała, iż dożyje chwili, gdy brat jej, kardynał, zasiądzie na Watykańskim tronie. Myśli tej poświęciła się z całem oddaniem. Czyniła wysiłki, by umiejętnie zarządzać szczupłością dochodów kardynała i rodziny, pielęgnowała brata, strzegła go i niejednokrotnie wspierała swojemi radami. Praktycznością swą dokonywała cudów i dzielnie podtrzymywała dom od ostatecznej ruiny. Od lat trzydziestu otwierała w poniedziałki podwoje swojego salonu, obliczyła bowiem, że tak jej nakazuje wyższa polityka. W salonie tym przyjmowała kółko nieliczne, lecz dobrane z pomiędzy najżarliwszych stronników papieża. Tym sposobem salon jej był środowiskiem agitacyi na