rzecz papieża a tem samem pogróżką i siłą wobec przeciwnego obozu.
Piotr natychmiast odczuł jak dalece był niczem w jej obliczu. Jakież bowiem znaczenie mógł mieć w jej oczach ten ksiądz obcokrajowiec, nie będący chociażby tylko prałatem. Więc znów wzrosło zadziwienie Piotra, coraz bowiem trudniej mógł odgadnąć przyczynę zaprosin i gościnności doznawanej pod tym dachem, gardzącym ubogimi. Wiedział zarazem, że donna Serafina była niezmiernie pobożną. Zatrzymał się tymczasowo na przypuszczeniu, iż przyjmowano go tutaj jedynie przez wzgląd na wicehrabiego Filiberta de la Choue. Wszak donna Serafina powitała go słowami:
— Radzi jesteśmy, że będziemy mieli przez pana blizkie wiadomości o panu de la Choue. Dwa lata temu sprawił on nam niemałą pociechę, przywiódłszy z Francyi pięknie zorganizowany poczet pątników.
Postępując na przedzie, donna Serafina wprowadziła Piotra do przyległego salonu.
Była to wielka kwadratowa komnata, wybita staroświecką żółtą brokatelą w rzucane kolorowe kwiaty; musiała sięgać conajmniej epoki Ludwika XIV. Wyniosłe ściany podtrzymywały wspaniały, bogato rzeźbiony sufit, który tworzył zagięcia w rodzaju ram, ujmujących piękne malowidła. Umeblowanie nie było jednolite. Po nad pięknemi, złoconemi konsolami lśniły wysokie lu-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.