Strona:PL Zola - Rzym.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Uwaga całego towarzystwa skierowała się ku mówiącemu. Zaczęto go pytać, badać, widocznie ludzie ci pragnęli, by Rzym wywarł na nim dodatnie tylko wrażenie. Zapewniali, iż nie można sądzić z pozozów- i z oderwanych faktów. Pragnęli wszakże poznać, jakiemi były te pierwsze wrażenia Piotra. Cóż widział już w Rzymie?... Cóż o nim sądził?.. Wymawiał się od dania odpowiedzi, mówiąc, że nic jeszcze nie widział, bo nawet nie wyszedł na miasto od chwili przyjazdu. Pomimo to zapewnienie, nalegano, by wyjawił swojez danie. Piotr czuł, iż wszyscy pragną zmusić go do zachwytu. Radzono jak ma postąpić, by zwiedzić Rzym należycie, ostrzegano go z uprzejmym naciskiem, że dodatnie wrażenie wzrasta dopiero stopniowo i że długo musi poczekać, by odczuć piękno i wielkość świętego miasta.
— Jak długo zamierza pan pozostać między nami? — odezwał się głos uprzejmy, o łagodnym i czystym dźwięku.
Był to głos monsignora Nani, który, siedząc na uboczu i w cieniu, po raz pierwszy donośnie przemówił, przerwawszy cichą rozmowę ze swoją sąsiadką. Piotr zauważył, iż monsignor często się w niego wpatrywał swojemi przenikliwemi oczyma, udając tylko, że uważnie słucha zwolna sączącej się, lecz nieustannej paplaniny ciotki ładnej Celii. Monsignor miał na sobie sutanę z amarantowemi wypustkami a fioletowy jedwa-