— Właśnie najlepiej będzie przedstawić mu księdza Piotra, jak można najprędzej. Kardynał objaśni go jak należy i lepiej niż kto inny...
Natychmiast więc postanowiono, by don Vigilio, sekretarz kardynała, naznaczył dla Piotra audyencyę na dzień następny, na godzinę dziesiątą zrana.
W tej właśnie chwili wszedł do salonu nowy gość, w kardynalskim stroju wizytowym. Powłóczysta, czarna jego suknia z czerwonemi guzami i wypustkami, przewiązana była czerwonym pasem a na nogach miał tejże barwy pończochy. Był to kardynał Sarno, długoletni przyjaciel rodziny Boccanera. Przepraszał, że tak późno przychodzi, lecz zatrzymała go pilna, niecierpiąca zwłoki praca. Wszyscy słuchali go w milczeniu, z oznakami najwyższego szacunku. Był to pierwszy kardynał, widziany przez Piotra w Rzymie. Na jego widok, doznał pewnego rozczarowania, wyobrażał bowiem sobie, iż wraz z tak wysoką dostojnością, w parze iść powinna piękność, majestatyczność i dekoracyjność postawy. Kardynał zaś Sarno był nizki, prawie ułomny miał lewe ramię o wiele niższe od prawego, twarz zniszczoną, szarą, oczy zamarłe. Piotrowi zdawało się, że patrzy na starego, siedemdziesięcioletniego urzędnika, osłupiałego pod wpływem półwiekowej ogłupiającej pracy za stołem biurowym. W rzeczywistości, dzieje życia kardynała Sarno były następujące: był on chorowitem dzieckiem miesz-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.