Strona:PL Zola - Rzym.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

dwójne podobieństwo do Benedetty silnie Piotra wzruszyło. Popatrzał na nią z sympatycznem zaniepokojeniem, jakby jej grozić miała fatalność ciążąca nad istotami tej rasy. Lecz Benedeta wydała mu się pełną spokoju, energii, wytrwałości. Wiedząc o jej miłości, spoglądał na nią i na Daria a stosunek ich wydał mu się nacechowany braterskiem przywiązaniem i swobodą. Zwłaszcza Benedetta taki miała wyraz twarzy, patrząc na swego kuzyna otwarcie, z siłą uczucia niepotrzebującego się ukrywać. Zdarzyło się, że wśród rozmowy Dario ujął obydwie dłonie Benedetty i, ściskając je, uśmiechał się nieco nerwowo, spoglądając na nią z przebłyskami pożądliwości, lecz ona zwolna, bez pośpiechu, wysunęła swe rączki, jakby bawiąc się ze starym i kochanym towarzyszem. Tak, kochała go ona potęgą uczucia wypełnić mającego całość życia.
Pod koniec wieczoru, Dario, powstrzymawszy się od ziewnięcia, spojrzał na zegarek i wysunął się z salonu, mówiąc, że idzie na umówioną schadzkę z przyjaciółmi, mającymi go zaprowadzić do pewnej damy na grę w karty. Wtedy Benedetta i Celia usiadły na kanapie tuż w pobliżu Piotra, który mimowoli posłyszał część ich wzajemnych zwierzeń. Księżniczka Celia była starszą siostrą Matteo Buongiovanni, który, ożeniwszy się z angielką, panną Martiner posiadającą milionowy posag, był już ojcem pięciorga dzieci. Rodzina Buongiovanni posiadała osobisty