Strona:PL Zola - Rzym.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

W pierwszej chwili włoch popatrzył na niego jakby nie rozumiejąc, wreszcie ruchem bata wskazał kierunek, że to było tam, gdzieś bardzo daleko. Lecz Piotr powtórzył wyrzeczone słowa, więc dorożkarz znów się zaczął uprzejmie uśmiechać, kiwając po przyjacielsku głową, na znak, że wie, czego sobie życzy jego klient: dobrze, dobrze, ja chętnie na to przystaję, pojedziemy!
Popędził konia i dorożka szybciej ruszyła, turkocząc po labiryncie wązkich uliczek. Jedna z nich zwłaszcza tak była ciasna a mury jej były tak wysokie, że światło dzienne padało na nią jakby przez czeluść. Nagle wjechali na przestrzeń pełną słońca po nad Tybrem. Jadąc po starym moście Sykstusa IV, przypatrywał się Piotr nowym, kamiennym wybrzeżom ciągnącym się daleko po obu stronach rzeki a nagromadzone stosy wapna świadczyły, że budowano tu całe dzielnice. Przedmieście Transtevere też uległo przemianom. Dorożka pięła się na pagórek Gianicolo, jadąc szeroką ulicą, zwaną Garibaldi, której miano licznie było wypisane na wielkich tablicach. Wszakże mimo to obrócił się woźnica z zadowolenia dumą w stronę Piotra i rzekł, wskazując na tryumfalną drogę:
— Via Garibaldi.
Koń szedł teraz noga za nogą a Piotr, ogarnięty dziecinną niecierpliwością, odwrócił się i patrzał po za siebie, na miasto coraz lepiej widzialne w miarę, jak wjeżdżali na górę. Coraz to nowe