Strona:PL Zola - Rzym.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

może być mowy. Zwłaszcza, gdy się sobie wzajem przeszkadza!
Te ostatnie słowa wyrzekł tajemniczo, jakby sam do siebie a zgryźliwy uśmiech okolił mu usta. Piotr tego nie zauważył, albowiem pochłaniała go myśl czysto osobista. Spytał więc:
— A może zebrali się dzisiaj dla narady w sprawie jakiej książki zagrożonej Indeksem?...
Don Vigilio najniezawodniej wiedział o czem kardynałowie mówią z sobą w tej chwili, lecz ograniczył się na zrobieniu uwagi, iż w podobnej okoliczności posiedzenie miałoby miejsce u prefekta kongregacyi Indeku. Piotr, zniecierpliwiony tem nieco, uległ żywości swego usposobienia i postawił pytanie wprost dotyczące najważniejszej swej sprawy:
— Pan zapewne zna przyczynę mojego przybycia do Rzymu... i wie pan o książce przezemnie napisanej?... Ponieważ kardynał Boccanera należy do kongregacyi Indeksu, musi pan być obeznany ze sprawami wchodzącemi w zakres działalności tejże kongregacyi. Otóż, czy nie mógłbyś mi pan wskazać, jak mam postępować?... Zupełnie jestem nieświadomy a tak gorąco pragnę załatwić moją sprawę jaknajpomyślniej i jaknajprędzej!
Słowa Piotra rozbudziły uśpioną chwilowo podejrzliwość sekretarza. Zaniepokoił się, zaczął coś jąkać niezrozumiale, wreszcie powiedział, że