Siadłszy przy stole, patrzał na Piotra, ale jeszcze nie dawał mu pozwolenia na przyniesienie sobie krzesła. Oglądał nowo przybyłego, mówiąc doń powoli i uprzejmie:
— Wczoraj rano przyjechałeś... i zapewne jesteś bardzo zmęczony?...
— Wasza Eminencya jest zbyt łaskawa... Tak, przyjechałem rozbity, lecz głównie z nadmiaru wzruszenia. Ta podróż a raczej cel tej podróży tak wielką ma dla mnie doniosłość...
Ale kardynał nie chciał zaraz przystępować do ważnej tej kwestyi.
— Tak... odległość pomiędzy Rzymem a Paryżem jest wielka. Dziś można ją przebyć znacznie szybciej... za dawnych czasów, podróż ta była niezmiernie uciążliwą i długą.
Kardynał mówił coraz wolniej, jakby szukając w dawnych wspomnieniach.
— Raz tylko byłem w Paryżu, mniej więcej przed laty piędziesięciu... i bawiłem tam zaledwie tydzień... Paryż... tak, jest to wielkie miasto, piękne i bardzo ruchliwe... ulice roją się od ludzi... paryżanie są bardzo uprzejmi i grzeczni, a naród francuzki dokonał wielu wspaniałych czynów. Nawet teraz... gdy tak smutną przebywamy epokę, trudno zapomnieć, iż Francya zwała się najstarszą córą Kościoła... Od czasów tej jedynej w mojem życiu podróży, nie wyjeżdżałem z Rzymu...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.