giego swego opiekuna, sądząc, że jego znaczenie będzie wielkiej i niezachwianej wagi.
— Jego Eminencja kardynał Bergeret raczył wydać sąd pochlebny o mojej książce. Zyskała ona jaknajłaskawszy jego wyrok.
Twarz kardynała Boccanera raptownie się zmieniła. Dotychczasowa łagodna ironia i pobłażliwość dla czegoś, co uważał za dziecinną igraszkę niemającą żadnej doniosłości, ustąpiła miejsca gniewnemu, surowemu wyrazowi twarzy. Oczy mu zabłysły i pociemniały. Gotów był do walki. Wszakże, hamując się, rzekł powoli:
— Wiem, że kardynał Bergeret uważany jest we Francyi za męża wielkiej świątobliwości... Lecz w Rzymie bardzo niewiele o nim wiemy... Osobiście widziałem go raz jeden, gdy przybył tutaj z powodu swej nominacyi... I nie pozwoliłbym sobie na wypowiadanie o nim zdania, gdyby mnie nie był mocno zasmucił wszystkiem, co pisze... wogóle cała jego działalność zaniepokoiła mnie jako duszę wierzącą... Na nieszczęście nie ja jeden taki sąd o nim wydaję... Wszyscy członkowie świętego kolegium są tego zdania... Nikt nie przyznaje mu racyi... nikt go nie pochwala.
Zatrzymał się a po chwili rzekł stanowczo:
— Kardynał Bergeret jest rewolucyonistą!...
Tym razem Piotr oniemiał z nadmiaru zdziwienia. Boże wielki! Ten łagodny pasterz dusz o niewyczerpanem miłosierdziu był uważany za
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.