różniąc od trzody wiernych, których mają być pasterzami. Lud traktuje ich, na równi z sobą stawiając i chociaż bardzo pobożny i przed Bogiem z wiarą się korzący, proboszcza swego nie uważa za bliższego Bogu, niżon, człowieka, klęka i czci malowane postacie świętych, lecz nie kłania się księdzu żyjącemu ze służby w kościele sprawianej. Wikaryusz kaplicy Najświętszej Panny w Frascati pobierał około dziewięciuset franków rocznego dochodu, pieniądze te służyły mu na kupno mięsa i chleba, wino bowiem, jarzyny i owoce miał z własnego ogrodu. Santobono posiadał średnie wykształcenie, znał coś z teologii, z historyi, zwłaszcza ze starożytnej historyi rzymskiej, która roznieciła w nim najżarliwszą miłość ojczyzny. Opierając się na świetnej przeszłości rzymskiej, marzył o jej wskrzeszeniu, o panowaniu Włoch nad całym światem, o Rzymie, stolicy nietylko Włoch zjednoczonych, lecz ziemi całej przez ludzi zamieszkanej. Ale pomiędzy tem duchowieństwem, posiadającem nieco wiadomości i wydającem z pomiędzy siebie wielu ludzi zacnych, rozsądnych, jakaż była przepaść dzieląca ich od wyższego duchowieństwa, od dygnitarzy żyjących dokoła Watykanu. W pojęciu tych dostojników, ksiądz niebędący prałatem należał do czerni i nie posiadał najmniejszego znaczenia.
— Najniższy sługa waszej Eminencyi, reverendissime... Składam życzenia wszelkiej pomyślności!
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.