Strona:PL Zola - Rzym.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

jął mieszkanie na pierwszem piętrze, zachowując jeden pokój dla siebie. Zdarzało się, że pozostawał w nim na noc. Całość szczupłych swych dochodów poświęcał na ratowanie opuszczonych dzieci. Ksiądz Rose, uszczęśliwiony, rozczulony, całował go płacząc i mawiał, że to Bóg mu zesłał takiego pomocnika.
Przez całe dwa lata żył Piotr w tych warunkach, zapoznając się zblizka z nędzą, ze straszliwą, okrutną nędzą paryzkiego przedmieścia. Przytułek pełen był dzieci porzuconych na ulicy. Ludzie zaczęli oceniać miłosierną działalność tych dwóch księży i przyprowadzano im wynędzniałe, opuszczone sieroty. Były to dzieci kilkoletnie, czasami młodsze, które znalazły się wśród ulicznego kału, podczas gdy ojciec i matka byli przy pracy, albo też pili w szynku lub umierali w szpitalu. Często zdarzało się, że ojciec był niewiadomy, lub też opuścił matkę swego dziecka, która wtedy szukała pracy a nie znajdując jej upijała się i prostytucyą zdobywała chwilowy zarobek. Lecz dzieci nie posiadały już wtedy rodzinnego kąta. Jeżeli były małe, ulica stawała się ich domem i obumierały z głodu na chłodnym bruku a jeżeli były nieco starsze, rozpraszały się po mieście, żyjąc zbrodnią i występkiem. Pewnego wieczoru Piotr podniósł prawie z pod wozu, który najeżdżał, dwoje maleńkich chłopiąt, dwóch braci, nieumiejących nawet wskazać adresu, ani też wieści o rodzicach swoich. Innego wieczora