ko jak mało kto. Wszystko zwiedziłem, wszystko przewertowałem. Skarby, skarby nieocenione są tutaj! Ale po nad inne piękności góruje Botticelli. Jest to coś niezrównanego ten Botticelli w kaplicy Sykstyńskiej! Zawsze do niego powracam i nacieszyć się nim nie mogę. Stał się moją pasyą, ukochanem arcydziełem! Ach ten Botticelli!...
Głos mu zamierał z zachwytu i naleganiem swem wymógł na Piotrze przyrzeczenie pójścia razem do kaplicy Sykstyńskiej.
— Czy wiesz pan, dla czego przyjechałem do Rzymu? — zapytał Piotr. — Zadenuncyowano moją książkę przed kongregacyą Indeksu.
— Twoją książkę... zadenuncyowano?... Ależ to rzecz niemożliwa! Zachwycałem się niektóremi ustępami tej książki; w wielu miejscach przypominała mi ona przepiękne utwory św. Franciszka z Assyżu.
Zamyślił się a po chwili, zawołał uradowany:
— Zapominamy o naszym ambasadorze, on ci się wielce przyda, kochany Piotrze. Jest to najlepszy człowiek na świecie a przytem niezmiernie uprzejmy i pełen starodawnej rycerskości francuzkiej... Dziś jeszcze, albo jutro zrana przedstawię cię ambasadorowi... a ponieważ życzysz sobie jak najprędzej pozyskać posłuchanie u papieża, poproszę go, by się o to zaraz postarał. Wszakże wolę cię uprzedzić, że to niezawsze jest łatwe do uzyskania... Prawda, że papież bardzo go lu-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.